publikacja 06.10.2006 16:02
Bogaci skrzętnie bronią swojego dobrobytu. Nie chodzi o tych z pierwszych miejsc na listach najbogatszych obywateli świata albo tego czy innego kraju. Chodzi o państwa i ich nie zawsze najbogatszych obywateli.
Zrozumiałe, że wydają mnóstwo pieniędzy na ochronę przed przestępcami. Trochę mniej, że utrzymują uzbrojone po zęby armie, których – jak deklarują – nie zamierzają użyć. Bogata Europa i jeszcze bogatsza Ameryka boi się jednak nie tylko tych, którzy siłą mogliby odebrać im ich w miarę beztroskie życie. Jak ognia boi się także imigrantów, którzy mogliby w tym bogactwie partycypować, a przy tym zmusić do konfrontacji z innymi, nie zawsze akceptowanymi tradycjami kulturowymi. Problem na pewno jest trudny i wielopłaszczyznowy. Jednym z elementów rysującego się rozwiązania jest stworzenie warunków umożliwiających niwelowanie różnic w zamożności między krajami bogatymi a biednymi. Zapobiegłoby to imigracji zarobkowej. Jednak jeszcze trudniej zaradzić sytuacjom, w których ludzie są zmuszeni opuścić swoje domy z powodu wojen, anarchii lub prześladowań politycznych czy religijnych. Tu potrzeba mądrej i skoordynowanej pomocy wielu państw, instytucji i organizacji humanitarnych. Nie jest to tylko problem polityczny, ale także moralny. Dlatego często na ten temat wypowiada się Kościół, zwłaszcza ustami swoich przedstawicieli przy ONZ i jej agendach. Wypowiedzi te, najczęściej niezauważane, wskazują, że praw wynikających z Dobrej Nowiny nie tylko nie można zamykać w kościelnej kruchcie, ale także w ciasnych ramach narodowych partykularyzmów. Na 57. sesji plenarnej Komitetu Wykonawczego Urzędu Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) abp Silvano Tomasi, stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy Biurze Narodów Zjednoczonych w Genewie mówił: „Setki ofiar, które straciły życie w ostatnich tygodniach i miesiącach w desperackim poszukiwaniu bezpieczniejszego i godniejszego istnienia, są prawdziwym czerwonym światłem alarmującym, że w naszym zglobalizowanym świecie wspólnota międzynarodowa zawodzi w wypełnianiu swych celów solidarności i ochrony". Polska, wbrew narodowym egoizmom, powinna coraz bardziej wspierać, także finansowo akcje, mające pomóc potrzebującym w świecie. Trudniejsze jednak jest chyba to, że przez doświadczanych różnorakimi niedostatkami czy klęskami nasz kraj jest coraz częściej postrzegany jako stabilny, bezpieczny i w miarę bogaty. Coraz więcej osób będzie więc chciało tu znaleźć swoją nową ojczyznę. Powinniśmy się na to przygotować nie tylko pod względem finansowym. Ale przede wszystkim mentalnym.
Puk, puk, tu imigrant