To nie strach przed kolejnymi przeciekami esbeckich teczek do prasy dodał odwagi polskim hierarchom.
W piątek 12 stycznia siedziba Konferencji Episkopatu Polski przypominała oblężoną twierdzę. Dziesiątki dziennikarzy marzły pod drzwiami lub tłoczyły się w niewielkim przedsionku. Nawet mając pod szyją koloratkę nie można było wejść w pobliże sali obrad. Trzeba było być pracownikiem KEP lub sekretarzem któregoś z biskupów. Izolacja od dziennikarzy tym razem byłą bardzo potrzebna. Decyzje, które zapadły za zamkniętymi sali obrad KEP są bardzo ważne nie tylko dla przeszłości, ale również dla teraźniejszości i przyszłości Kościoła katolickiego, dlatego nie mogły zapadać pod presją mediów. Potrzebna była cisza i namysł. Na konferencji prasowej po obradach bp Piotr Libera, sekretarz KEP, powiedział, że biskupi odpowiedzieli na znaki czasu. Zapewne część publicystów będzie teraz mylić medialne naciski ze znakami czasu. To ich sprawa. Uważne słuchanie tego, co mówiono podczas konferencji prasowej i w kuluarach, a przede wszystkim uważna lektura dokumentu, który już od sobotniego wieczoru będzie odczytywany we wszystkich polskich kościołach dowodzi, że to nie dziennikarze są sprawcami podjętych decyzji. To nie strach przed kolejnymi przeciekami esbeckich teczek do prasy dodał odwagi polskim hierarchom. Tego typu „rewelacje” mają na wiernych znacznie mniejszy wpływ niż się powszechnie sądzi. Nie kształtują ich wiary. Mogą część z nich skłonić do przenikliwszego przyglądnięcia się duszpasterzom. Inną część skłaniają do większej modlitwy, pełnej troski o wspólnotę. Z tego, co mówili w rozmowach po obradach uczestniczący w nich biskupi wynika jasno, że podjęta w piątek decyzja wynika przede wszystkim z pragnienia prawdy. Pełnej prawdy o Kościele i o Polsce w czasach minionych i dzisiaj. Esbeckie papiery w IPN zawierają część tej prawdy. Nie są jednak pełną prawdą. Świadomość tego faktu mają nie tylko polscy biskupi. To samo mówił w opublikowanym również w piątek przez Rzeczpospolitą wywiadzie prezydent Lech Kaczyński. Biskupi nie lubią słowa „lustracja”. Podczas konferencji prasowej mówili o „weryfikacji” polskich duchownych. Ani jedno ani drugie nie wydaje się dobrze dobranym terminem na określenie tego, co rzeczywiście ma się w najbliższych miesiącach stać. Bo nie chodzi tu tylko o jakiś przegląd i sprawdzanie. Chodzi o przywracanie i oczyszczanie pamięci. Tej indywidualnej, każdego polskiego duchownego i tej zbiorowej - całego polskiego Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.