Dwa lata po śmierci Jana Pawła II pozytywne emocje związane z Jego osobą już nie wystarczają. Ważniejsza staje się teraźniejszość.
Jeszcze trzy, dwa, może nawet rok temu coś takiego było nie do pomyślenia. Ale stało się. I choć to wydarzenie o niewielkim ciężarze gatunkowym, nie można go zlekceważyć. Trzeba je zauważyć, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. O co chodzi? O polski udział w różańcu z Papieżem, jaki miał miejsce w sobotnie popołudnie 10 marca. Frekwencja w tej zapowiadanej od dwóch tygodni modlitwie zaskoczyła nie tylko organizatorów, ale także media. Była tak niska. Zszokowany reporter TVN24 nie bardzo umiał sobie z tym problemem poradzić. Tkwił przed zbędnym telebimem postawionym przed kościołem na krakowskim Nowym Prokocimiu i w podsumowaniu wygłaszał zdania typu „Miejmy nadzieję, że Benedykt XVI nie dowie się, jak było naprawdę”. Niby dlaczego miałby się nie dowiedzieć? Cóż to za dziwaczny postulat okłamywania Następcy świętego Piotra? Przyzwyczailiśmy się, że dla Papieża polscy młodzi katolicy zawsze przyjdą. Wszystko jedno, czy nazywa się Jan Paweł II czy Benedykt XVI. Jeszcze niedawno zachwycaliśmy się młodzieżą tłumnie zebraną na Franciszkańskiej 3 i dialogującej z następcą Jana Pawła II. Wtedy przyszli. W sobotę nie przyszli. Dlaczego? Moim zdaniem to pierwszy sygnał, że to, co się ostatnio dzieje w Kościele katolickim w Polsce, ma wpływ na sposób, w jaki postrzegają go i traktują młodzi. Że dwa lata po śmierci Jana Pawła II pozytywne emocje związane z Jego osobą już nie wystarczają. Ważniejsza staje się teraźniejszość. I - być może - ważniejsze stają się inne wątki przeszłości Kościoła, niż tylko osoba owianego nimbem świętości Papieża-Polaka. W ciągu ostatnich miesięcy wizerunek Kościoła w Polsce gwałtownie się pogorszył. Nie tylko Kościoła instytucjonalnego, ale także tego rozumianego jako wspólnota. Z jednej strony ogromny nacisk został położony na pokazanie, że przeszłość ludzi Kościoła nie jest taka heroiczna, jak się jeszcze niedawno powszechnie uważało. Z drugiej wszyscy zobaczyli, że spora część ważnych ludzi w Kościele nie potrafi sobie z tym (niewątpliwie zbyt nachalnym i agresywnym) „odbrązawianiem” poradzić. W wielu kwestiach - nie tylko dotyczących przeszłości - zabrakło ze strony Kościoła jednoznaczności i stanowczości. Nawet w sprawie tak fundamentalnej, jak ochrona życia od poczęcia, dochodzą sprzeczne sygnały, sugerujące, że obrona kompromisu jest ważniejsza od obrony życia i prawdy. Dla ludzi młodych, wierzących, szukających jasnego przewodnictwa, taki Kościół przestaje być wiarygodny. Niepotrzebny telebim w Krakowie jest pierwszym bardzo poważnym ostrzeżeniem, jakie polscy młodzi katolicy kierują pod adresem swojego Kościoła. To wołanie do niego „nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie”. Tak poważnego zarzutu nie można puścić mimo uszu. Bo za kilkanaście lat nie tylko telebimy nie będą potrzebne. Świątynie, biskupi i księża także. Opinie internautów Przeczytałam właśnie komentarz Księdza ("Poważne ostrzeżenie") mówiący o niskiej frekwencji w krakowskim kościele w czasie różańca z papieżem Benedyktem XVI. Przedyskutowałyśmy to z Magdą i wydaje nam się, że powód nieobecności młodych nie jest do końca taki, jaki Ksiądz sugeruje w swojej notce. Według nas to nie młodzi dali ostrzeżenie Kościołowi, ale to organizatorzy olali młodych (przepraszam za wyrażenie, ale to chyba jedyne adekwatne do sytuacji). Obie z Magdą chodzimy do kościołów, przy których działają dwa największe duszpasterstwa akademickie w Krakowie, do tego duszpasterstwa młodzieżowe, a cała masa ludzi niezwiązana formalnie z żadnym z nich chodzi na msze i nabożeństwa. Ani ja, ani Magda nie słyszałyśmy nigdzie ani słowa, które zachęciłoby młodzież do uczestnictwa w różańcu z Benedyktem XVI. Nie widziałyśmy też żadnych plakatów czy innego rodzaju "reklam". Podobna sytuacja miała miejsce w mojej parafii, gdzie księża lubują się w ogłoszeniach i mówią o wszystkim o czym się da - nie było mowy o tym wydarzeniu. Obie z Magdą jesteśmy dość mocno zaangażowane w życie Kościoła, a żadna z nas nie słyszała wcześniej o planowanym nabożeństwie. Jak miał się w takim razie dowiedzieć o nim przeciętny młody człowiek? Nie każdy ma czas i możliwości przeszukiwania internetu z nadzieją że może będzie się coś działo w którymś z krakowskich kościołów i będzie można wziąć w tym udział. Nasze zdanie jest takie, że winę za znikomą frekwencję ponoszą organizatorzy. Oczywiście nie wiadomo, jakby wyglądała sytuacja, gdyby spotkanie było odpowiednio rozreklamowane, ale znam troszkę sytuację krakowskich duszpasterstw i tłumy jakie biorą udział choćby w zwykłych niedzielnych mszach dla młodzieży, więc przypuszczam że podobnie byłoby na różańcu z Benedyktem XVI. Niedługo ulicami Krakowa przejdzie Akademicka Droga Krzyżowa. Jestem pewna że frekwencja będzie taka jak co roku - czyli ogromny tłum ludzi. Po śmierci Jana Pawła II w bardzo wielu miejscach inicjatywa otwarcia kościołów, modlitw, mszy itp. wychodził od świeckich. Duchowni nie potrafili, a często nie chcieli, poprowadzić swoich owieczek i wesprzeć ich w tamtej chwili. Nie wiem sama.... może nadal trzeba liczyć tylko na siebie? Napisałam to wszystko, bo rozumiem że sytuacja może tak wyglądać od strony Księdza. Troszkę inaczej jednak wygląda stąd - z Krakowa. Monika
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.