Właśnie miałem rozpoczynać w jednej z wiosek „małą konferencję”. To miała być pierwsza, w następne weekendy planowałem kolejne, w kolejnych wioskach. Trzy godziny temu zdecydowałem się ją odwołać. Co się stało? Gdzieś w południe ogłoszono, że w Ndjamenie – stolicy Czadu nasz prezydent i premier poddali się do dymisji.
Właśnie miałem rozpoczynać w jednej z wiosek „małą konferencję”. To miała być pierwsza, w następne weekendy planowałem kolejne, w kolejnych wioskach. Trzy godziny temu zdecydowałem się ją odwołać. Pojechałem, by o tym poinformować moich chrześcijan, wróciłem i siedzę u siebie... Co się stało? Gdzieś w południe ogłoszono że w Ndjamenie – stolicy Czadu (to nie przypadek, że najważniejsze decyzje dla RCA zapadają tam i przeważnie nie są to dobre decyzje dla naszego kraju) nasz prezydent i premier poddali się do dymisji.
Pierwsze reakcje w kraju: radość zdecydowanej większości, obawy mniejszości, złodziejaszki starają się wykorzystać okazję.
Po 14 -tej przychodzi do mnie Jacek. Od razu wiedziałem, że coś się stało, że odważył się naruszyć spokój mojej sjesty. Znajomy kupiec, Mauretańczyk (dla przypomnienia - Mauretańczycy to muzułmanie) pyta się, czy mogą u nas się schronić, bo czują się zagrożeni. Oczywiście zgadzamy się i jedziemy po nich osobiście, bo w mieście już jest gorąco. W centrum miasta widzimy wielu młodych, którzy próbowali obrabować sklepiki, m.in. naszego Mauretańczyka. Na szczęście MISCA przyjechała na czas i ostudziła ich zapał. Mimo wszystko atmosfera napięta. Nas jednak puszczają.
Jedziemy na Mamadou Sara (to jedna z dzielnic) i odnajdujemy właściwy dom. Jest ich czterech. Biorą najniezbędniejsze rzeczy i jedziemy. Są u nas. Na jak długo i czy inni do nich dołączą – zobaczymy.
Obiecałem w ostatnim liście, że napiszę, co tu się robi, by w Bouar nie powtórzył się scenariusz banguijski.
Ksiądz Mirek (z diec. tarnowskiej, proboszcz katedry i wikariusz biskupa) już w lipcu doszedł do wniosku, że coś trzeba zrobić, by rysa która zaczęła pojawiać się w społeczeństwie i dzielić je nie podzieliła go zupełnie i kompletnie nie zniszczyła. Powołał Platformę Religijną. W jej ramach spotykają się imamowie, pastorzy i kapłani katoliccy, a także wybrani wierni każdej ze wspólnot religijnych. Modlą się, dzielą się przeżyciami i opiniami i szukają konkretnych rozwiązań, by przezwyciężyć wzajemną nieufność i urazy, by razem ratować nasze miasto przed najgorszym. Zorganizowano już wspólne modlitwy (ostatnia miała miejsce 31 grudnia na miejskim stadionie), marsz pokoju, wspólne (muzułmańsko-chrześcijańskie) patrole młodych które czuwają nad bezpieczeństwem w dzielnicach, mediacje w sytuacjach kryzysowych w mieście i w okolicznych wioskach, itp. Dziś o 16-tej Platforma miała spotkanie kryzysowe, mające na celu zapobieżenie eskalacji przemocy. Byli już u nas, by wystosować apel na falach naszego Radia Siriri (najbardziej słuchane w tym regionie – nawet muzułmanie go słuchają, no i anty-balaka pewnie też).
Jednocześnie staramy się, jak możemy, interweniować i u ex-Seleka i u anty-balaka, by hamować ich agresywne ruchy których ofiarami jest ludność cywilna. Jest to trudna i niewdzięczna mediacja, bo wobec nas zachowują się jak przysłowiowe wilki w owczej skórze. A gdy nas już w pobliżu nie ma, ściągają owcze skóry, w których nie za dobrze się czują...
Pracuję w wioskach, więc miałem więcej kontaktów z anty-balaka. Kilka tygodni temu byłem w mojej najdalszej wiosce Yakaï (20 km do najbliższej drogi i żadnej innej wioski po drodze i w okolicy). Jak zwykle, pierwsza reakcja ludzi na widok samochodu to paniczna ucieczka. Jak się w końcu zorientowali, że to ja – tym większa radość. Podczas powitań szybko się orientuję, że w wiosce jest sporo anty-balaka. Jest wśród nich nawet szef chóru naszego kościoła. Na początku nie chciałem nic specjalnego robić, jednak popijając kawę i czekając na ludzi przed Mszą pomyślałem, że jak już tu jestem i oni też, to może warto porozmawiać i przekazać im moje przemyślenia. Był ze mną szef katechistów moich wiosek – Antoine Bafondo. On podjął się zorganizowania spotkania po Mszy.
Przyszło ich ze 40. Każdy uzbrojony w strzelbę domowej roboty. Ludzie z okolicznych wiosek, nikogo spoza nich. Zorganizowali się by zapewnić bezpieczeństwo swoim wioskom. Myślę, że rozmowa była konstruktywna, być może co niektórzy pomyśleli nieco nad swoją odpowiedzialnością przed Bogiem i historią ludzkości. Nie brakowało górnolotnych argumentów, ale przede wszystkim mówiłem o konsekwencjach praktycznych – i te chyba bardziej oddziaływały na ich wyobraźnię.
W drodze powrotnej, w innej wiosce zatrzymały nas pijane anty-balaka. Mam dać pieniądze na kawę. W końcu dałem, ale Antoine nie był z tego zadowolony... Przecież nie po to są anty-balaka by zdzierać haracz z przejezdnych...
Z Antoine postanowiliśmy spotkać się z najważniejszym szefem anty-balaka w regionie. Napisałem list i wysłałem go przez umyślnego. Ich baza jest gdzieś w środku buszu, daleko od dróg. Umówiłem się na najbliższą niedziele po Mszy. Nie byłem pewny czy przyjdzie, tym bardziej że dzień wcześniej był ich atak na Niem. A jednak. Przyszedł i to punktualnie. „General” Hamadou Ndale. Gdzieś na uboczu, by nas nie było widać z drogi, siedliśmy i porozmawialiśmy. To już nie byli wyłącznie ludzie z pobliskich wiosek. W jednym z szefów wyczuwałem eks-Faca (armia poprzedniego prezydenta), sam generał nie jest z tych okolic, w ich uzbrojeniu widać sporo kałasznikowów.
Rozmowa była trudniejsza. To chyba ta grupa ma na sumieniu ataki na muzułmanów (także zabójstwa i egzekucje). Jeden z młodszych szefów (młodszy brat generała?) negatywnie przyjmował moje słowa, był zagniewany i zniecierpliwiony. Gdy wspomniałem o spotkaniu z ludźmi z Bouar, by razem rozważyć, jak zorganizować ten okres przejściowy, i że także eks-Seleka miałoby uczestniczyć, to aż coś nimi zatrzęsło. Absolutnie nie. Ich cel to wygnać tych ostatnich z ich prezydentem z RCA.
Rozstaliśmy się jednak w miarę spokojnie. Zapytałem jeszcze czy ewentualnie z MISCA by się spotkali. Odpowiedz była pozytywna, ale najpierw muszą zapytać się szefów w Bangui i chcą, żebym ja przy tym spotkaniu też był.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.