Kraje doświadczone gorączką krwotoczną, stają w obliczu całkowitego chaosu. Kryzys wywołany epidemią, może zrujnować dotychczasowe wysiłki w celu stabilizacji sytuacji wewnętrznej w Gwinei, Liberii i Sierra Leone, targanych jeszcze niedawno wojnami domowymi - ocenia Międzynarodowa Grupa Kryzysowa (International Crisis Group - ICG).
WHO podaje, że do 21 września epidemia eboli pochłonęła już 2917 ofiar, w tym 1617 w Liberii. 635 w Gwinei, 597 w Sierra Leone i 8 w Nigerii. Szacuje się, że zmarło aż 70 procent spośród wszystkich zarażonych osób.
Na tle rozprzestrzeniającej się choroby, dramatycznie dają o sobie znać braki personelu medycznego. Na liczącą 4,2 mln osób populację Liberii przypada tylko 51 lekarzy, 978 pielęgniarek i 269 farmaceutów. W liczącym ok. 6 milionów mieszkańców Sierra Leone jest tylko 136 doktorów, 1017 pielęgniarek i pomocnych, oraz 114 farmaceutów (dane za: Afri-Dev.Info).
Jednocześnie dochodzi do napadów na pracowników służb zdrowia, przez ludność obawiającą się rozprzestrzeniania choroby. Do takiej sytuacji doszło w zachodniej części Gwinei, gdzie zaatakowane zostały służby medyczne, które zbierały ciała zmarłych.
Również w zeszłym tygodniu w południowo - wschodniej części kraju Gwinei, mieszkańcy jednej z wsi zabili ośmiu pracowników organizacji starającej się uświadamiać ludzi na temat choroby. Dwadzieścia siedem osób zostało aresztowanych pod zarzutem morderstwa.
W obecnej sytuacji ICG zwraca uwagę, że "kryzys wywołany epidemią ujawnia braki zaufania do rządu, a regionalne napięcia i konflikty znowu dają znać o sobie".
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.