„Niezrozumienie przez duchownych mechanizmów, jakimi rządzą się media, tworzy
niepotrzebny dystans. Dziennikarze to też ludzie, trzeba im pomóc, by dobrze
wykonali swoją pracę."
- Był Ksiądz jednym z pionierów wprowadzenia Internetu do Kościoła. Kiedy to się zaczęło?
W 1986 r. pracowałem w Nowym Sączu i zacząłem kupować czasopisma „Komputer” i „Bajtek”. Na początku nic z tego nie rozumiałem, ale potem szło mi coraz lepiej. Pytanie, które sobie stawiałem brzmiało, jak technika komputerowa może pomóc w pracy mnie, jako księdzu.
Ale wcześniej zdarzyło się coś, dzięki czemu zainteresowałem się informatyką. Jadąc do parafii, w której wówczas pracowałem – Ciążkowic pod Tarnowem, zabrałem czekającego „na okazję” lektora z mojej parafii. I ten chłopak już wówczas, w 1986 roku, korzystał z laboratorium komputerowego w tuchowskim liceum. Miał do czynienia z takimi komputerami jak Spectrum, Commodore czy Atari. W czasie tej podróży wypytałem go, co potrafi komputer i dowiedziałem się, że można na nim pisać, liczyć, rysować. Byłem zdziwiony taką wielofunkcyjnością jednego urządzenia. Pomyślałem, że warto się zastanowić, jak je zastosować w Kościele. Ta rozmowa zaważyła na moich późniejszych zainteresowaniach. Na kolejnej parafii, w Nowym Sączu, zorganizowałem grupę świeckich i duchownych pasjonatów komputera, która prowadziła takie analizy. Należał do niej m.in. obecny sekretarz generalny Episkopatu Stanisław Budzik, wówczas świeżo upieczony ksiądz doktor, który przyjechał dopiero co z Austrii i swoją pracę napisał na komputerze. Był w tej grupie także pochodzący z Torunia o. Jacek Dembek, świetny matematyk, wykładowca PAT, współpracownik ks. prof. Michała Hellera, dzisiaj radny generalny w Rzymie. Do tego grona należał też informatyk, dr Władysław Iwaniec, późniejszy prorektor PWSZ w Tarnowie. Przygotowaliśmy dwa opracowania – pierwsze w jaki sposób informatyka może być stosowana w diecezji, i drugie - na zamówienie - ks. Jana Chrapka, późniejszego biskupa radomskiego - jak można stosować komputery w Kościele w Polsce. Snuliśmy plany, które zostały praktycznie zrealizowane do połowy lat 90. Przewidzieliśmy też powstanie opartej na zdobyczach techniki komputerowej katolickiej agencji prasowej. W ślad za pierwszym opracowaniem diecezja tarnowska, jako pierwsza w Polsce, została skomputeryzowana za czasów bp. Józefa Życińskiego.
- Od kiedy Ksiądz ma własny komputer?
Od 1987 roku, wtedy kupiłem Amstrada Joyce’a – był świetny, miał drukarkę i stację dysków wmontowaną w monitor. Kosztował majątek, tyle co wówczas mały Fiat. Zarobiłem na to cudo pracując w Niemczech na zastępstwie jako ksiądz. Po kupieniu komputera nie spałem całą noc - nie byłem pewien, czy będę potrafił go obsługiwać, a cena była zawrotna.
- Jest Ksiądz współtwórcą „Opoki” – popularnego katolickiego portalu internetowego.
To też efekt umiejętności, które nabyliśmy z grupą współpracowników. Dziś „Opoka” jest w czołówce liczących się stron internetowych, gdyż ma 800 tys. czytelników. To nie wzięło się z niczego, to była ciężka praca, także edukacyjna. Trafiliśmy też w dobry czas.
- Po przyjeździe do Warszawy mówił Ksiądz, że nie likwiduje mieszkania w Tarnowie, bo nigdy nic nie wiadomo. Czy po tych latach czuje się Ksiądz pewniej?
Rzecznik nigdy nie może mieć poczucia stabilności czy pewności, bo zawsze może „wejść na minę”. Ale sądzę, że po tych 6 latach doszło między mną i dziennikarzami do lepszego rozumienia się i wzajemnego szacunku. Ja traktuję dziennikarzy poważnie i liczę na wzajemność. W okresie pełnienia funkcji rzecznika tylko jeden jedyny raz poprosiłem o sprostowanie. To chyba świadczy o tym, że obie strony traktują się poważnie. Poznałem też lepiej pracę mediów centralnych, wcześniej pracowałem w swojej diecezji w radio, byłem korespondentem KAI, pisałem dla „Gościa Niedzielnego”. Ulepszyłem swój warsztat, poznałem wielu ludzi, nawiązałem sporo kontaktów, co daje bez wątpienia poczucie większego komfortu w pracy.