Tylko w tym roku utonęło w nim już 2 tys. imigrantów. Ostatnia tragedia wydarzyła się 5 sierpnia u wybrzeży Libii.
Na łodzi, która poszła na dno, było 600 osób, a udało się uratować 373. Istnieją obawy, że ładownia statku stała się grobem dla pozostałych migrantów” – mówi Juan Matías Gil, który na łodzi Lekarzy bez Granic uczestniczył w akcji ratunkowej.
„Kiedy dopłynęliśmy na miejsce tragedii, zaczęliśmy przede wszystkim podawać ludziom w wodzie kamizelki ratunkowe. Byli naprawdę zdesperowani. Ich krzyki i prośby o pomoc słychać było z daleka. Ci, do których podpłynęliśmy jako pierwszych, wskazywali nam, gdzie są pozostali towarzysze niedoli – mówi Gil. - Większość osób, które wyłowiliśmy, to mężczyźni, ale były też kobiety i dzieci, w tym roczna dziewczynka wyciągnięta z topieli. Uratowaliśmy w większości ludność arabską, a to dlatego, że mieszkańcy Afryki subsaharyjskiej są ubożsi i płacąc mniej za podróż, zajmują miejsca w ładowni. Ich też więcej ginie. Niestety siły zaangażowane przez Europę w operację Tryton są niewystarczające. Trzeba zwiększyć zaangażowanie na rzecz ratowania migrantów na morzu. Nie można tylko skupiać się na kontroli granic, ale trzeba realnie odpowiedzieć na tę tragedię humanitarną”.
Caritas Włoch bije na alarm, że jeśli europejska polityka wobec migrantów nie ulegnie zmianie Morze Śródziemne stanie się jednym wielkim cmentarzyskiem. Podobnego zdania jest organizacja Migrantes, która wzywa państwa unijne do zweryfikowania swych działań wobec uchodźców.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.