Mijanka i atak zimy

Komentarzy: 2

ks. Artur Stopka

publikacja 08.04.2009 09:18

Czy można mieć pretensje do pobożnych na co dzień staruszek, które wolały nie ryzykować złamania biodra na śliskim chodniku i Mszę obejrzały w telewizorze?

3,8 proc. To dużo czy mało? Na oko - niewiele. To tak, jakby nagle do stówy zabrakło 3 złote 80 groszy. Zawsze zostaje 96 złotych i 20 groszy. To prawie stówa. No tak, ale w Polsce nie tylko miłośnicy piwa wiedzą już, że „prawie robi wielką różnicę”. Zwłaszcza, że jak się uważnie wpatrzyć w opublikowane właśnie najnowsze wyniki liczenia wiernych w kościołach w Polsce, można obliczyć, że w „najpobożniejszych” diecezjach spadek jest większy od tego uśrednionego - w tarnowskiej 4,2 proc., w rzeszowskiej 5,4 proc, a w przemyskiej 5,2 proc. Wolniej za to spada liczba wiernych na Mszach w diecezjach tradycyjnie najmniej „pobożnych”. Czy jest powód, aby bić na alarm? A jeśli bić, to kogo? Bo nie ma to, jak znaleźć winnego. Jak się znajdzie winnego, to można uznać sprawę za załatwioną. I już nic więcej nie robić. W końcu spadek średnio o niecałe cztery procent to nie żadna tragedia. Zwłaszcza, że warunki były niesprzyjające. 23 listopada ubiegłego roku zima faktycznie zaskoczyła nie tylko drogowców, ale też wielu polskich katolików. Czy można mieć pretensje do pobożnych na co dzień staruszek, które wolały nie ryzykować złamania biodra na śliskim chodniku i Mszę obejrzały w telewizorze? „Poczekamy do następnego roku, by przekonać się, czy ten trend będzie dalej obecny” - uspokaja ks. prof. Witold Zdaniewicz. A mnie natychmiast w głowie coś krzyczy „To już było!” i mam obcojęzyczne odczucie déjà vu. No tak, kilka lat temu, gdy po raz pierwszy okazało się, że na pierwszy rok do polskich seminariów duchownych zgłosiło się mniej chłopaków niż w poprzednich latach, media wpadły w histerię, a ze strony Kościoła słychać było uspokajające „Poczekajmy, zobaczymy, czy to trwały trend”. Też wskazywano przyczyny „obiektywne” (np. niż demograficzny). Poczekaliśmy. Do seminariów diecezjalnych i zakonnych w 2008 r. wstąpiło 953 kandydatów, a jeszcze cztery lata temu było ich 1,5 tysiąca. Teraz już wiemy, że liczba kleryków w naszym katolickim kraju systematycznie maleje. I raczej niekoniecznie tylko z powodu niżu demograficznego. Czy zaradzą temu reklamowe wideoklipy? Nie jestem pewien. Ks. Robert Nęcek najnowsze dane o obecności polskich katolików na Mszy św. niedzielnej skomentował dla Rzeczpospolitej: „Dane te mogą świadczyć o procesie rozmijania się Kościoła i wiernych”. Zrobiło mi się zimno. Jak Kościół może się rozmijać z wiernymi? Przecież Kościół tworzą wierni! Domyślam się, że ks. Robertowi chodziło o instytucję Kościoła, ale mimo wszystko ta skrótowa diagnoza mnie osobiście przeraża. Swoją celnością. Już wielokrotnie sygnalizowałem, że jestem zwolennikiem „Tezy abp. Nycza”. Metropolita warszawski powiedział kiedyś, że bardziej niż nagłego spadku liczby wiernych w polskich świątyniach obawia powolnego odpływu katolików od Kościoła. 3,8 procent to niewiele. Ale wystarczy że te niespełna cztery procenty powtarzać się będą przez pięć lat. W sumie to już będzie dwadzieścia procent. A między stówą i ośmioma dychami jest naprawdę duża różnica. Nie tylko siły nabywczej.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..