W latach 2007-14 w Meksyku zginęło ponad 164 tys. ludzi - podał Narodowy Instytut Statystyki i Geografii (INEGI). Jest to znacznie więcej niż w ogarniętych wojnami domowymi Afganistanie i Iraku, w których liczba zabitych w tym samym czasie nie przekroczyła 103 tys. Tym samym wskaźnik przestępczości zorganizowanej w tym największych kraju środkowoamerykańskim należy do najwyższych na świecie.
Jedną z ostatnich ofiar terroru stał się działacz praw człowieka Miguel Ángel Jiménez, zamordowany 8 sierpnia. Od prawie roku badał on sprawę 43 studentów z Iguali (stan Guerrero w południowo-zachodnim Meksyku), zaginionych 26 września ub.r., których dotychczas nie znaleziono ani żywych, ani zmarłych (poza jednym).
Zorganizowana przestępczość wybuchła na wielką skalę w Meksyku po wydaniu w 2007 przez ówczesnego prezydenta Felipe Calderona wojny kartelom narkotykowym. Od tamtego czasu do końca ub.r. w walkach z udziałem wojska, prywatnych armii handlarzy narkotyków, różnych gangów i zwykłych przestępców zginęło, według INEGI, ponad 164 tys. osób, zarówno bezpośrednich uczestników wymiany ognia, jak i obrońców praw człowieka i zwykłych, nierzadko przypadkowych osób.
Tylko w ubiegłym roku w kraju zginęło ponad 20 tys. ludzi. Jest to najwyższy wskaźnik od 2011, gdy śmierć poniosło ok. 27 tys. osób.
Dużą liczbę ofiar stanowią dziennikarze - pod tym względem Meksyk jest drugim (po Syrii) najbardziej niebezpiecznym państwem na świecie dla ludzi mediów.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.