Arcybiskup-senior metropolii przemysko-warszawskiej obrządku bizantyjsko-ukraińskiego opowiada o ciężkich losach Kościoła greckokatolickiego w okresie komunizmu i trudnym odbudowywaniu struktur.
KAI: Istotny wpływ na trudne relacje pomiędzy rzymsko- a grekokatolikami miały zaszłości historyczne. Od kilkunastu lat sytuacja staje się jednak coraz lepsza.
- Ludzie stają się dojrzalsi duchowo i mądrzejsi politycznie. Nie można niczego budować na złości, nienawiści i ciągłym wracaniu do historii. Trzeba ją osądzić, wnikliwie wszystko zbadać, ale nie można nią żyć. Przecież wszyscy ludzie są dziećmi jednego Boga.
KAI: Można chyba powiedzieć, że Waszymi patronami byli Jan Paweł II i kard. Józef Glemp, którzy do Kościoła greckokatolickiego odnosili się z życzliwością.
- Ojciec Święty odnosił się do nas bardzo życzliwie, nie tylko w Polsce. Cerkiew rozwija się dzięki niemu. Kardynał Glemp również nas wspierał. Jedyną barierą był komunizm.
KAI: Jak podsumowałby Ksiądz Arcybiskup 25 lat odrodzenia struktur Kościoła greckokatolickiego w Polsce?
- Okres odradzania się Kościoła należy liczyć już od 1981 r., kiedy zostałem wikariuszem generalnym, bo ksiądz Prymas dał wikariuszowi właściwie pełną władzę. Odbudować struktury było bardzo ciężko. Wszystkie nasze dobra, które są potrzebne do istnienia, były nam zabrane. Staraliśmy się o ich odzyskanie. Jeszcze do dziś trwają niektóre sprawy. Ułożyliśmy jednak stosunki z państwem i Kościołem prawosławnym, żeby nie było nienawiści. Część naszych cerkwi oddaliśmy w porozumieniu z państwem i Stolicą Apostolską. W 1996 r. powstała druga diecezja. To ułatwia pracę, wierni są lepiej obsłużeni. Nasi klerycy kształcą się w seminarium lubelskim, gdzie korzystamy z gościny bardzo nam życzliwych biskupów.
Struktury są, parafie są, mamy wszystkie prawa, możemy katechizować, możemy mieć kapelanów. Potrzeba tylko wiernych i to zostawiam następcy. Na niego czekają nowe troski. Liczba naszych wiernych to kilkadziesiąt tysięcy. Jest ich więcej, niż się oficjalnie podaje, ale niektórzy mają jakiś kompleks i nie przyznają się do Cerkwi. To trochę trudno zrozumieć, kiedy patrzę na Koptów w Egipcie – oni oddają życie w męczeństwie, a niektórzy nasi wierni podchodzą do religii obojętnie. To dlatego, że brakuje miłości do Kościoła.
Przybywa emigracji. Część pochodzi ze wschodniej Ukrainy – oni mówią po rosyjsku, czują się Ukraińcami, a religia jest dla nich rzeczą obojętną. Część jest tu nielegalnie, żyje w trudnych warunkach. Tym ludziom trzeba pomóc. Powołałem do istnienia nową parafię w Warszawie, a potrzeba kolejnych. Bardzo życzliwi dla nas są biskupi: kardynał Nycz i arcybiskup Hoser, którzy rozumieją nasze potrzeby i deklarują pomoc.
KAI: Jak wygląda kwestia powołań kapłańskich i zakonnych? Gdzie formują się przyszli księża oraz zakonnicy i zakonnice?
- Mamy trzy zakony żeńskie i jeden męski, ale od kilku lat nie mają one powołań. Mamy natomiast kandydatów do kapłaństwa dla diecezji. Obecnie kształci się ich dwunastu. Kryzysu nie mamy, ale przydałoby się więcej powołań, aby usprawnić duszpasterstwo. Sama Warszawa będzie w przyszłości potrzebować dziesięciu kapłanów.
KAI: Spodziewał się Ksiądz Arcybiskup, że przyjdzie mu odegrać tak ważną rolę w dziejach swojego Kościoła oraz narodu?
- To ocenią historycy, a przede wszystkim Pan Bóg.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.