Debata w brazylijskim Kongresie na temat impeachmentu prezydent Dilmy Rousseff niebywale zaostrzyła konfrontację między prawicą a lewicą; szanse, że Rousseff pozostanie na stanowisku, maleją, chociaż zarzuty wobec niej to tylko przekroczenie kompetencji.
Parlamentarna procedura złożenia z urzędu szefa państwa wszczęta po raz drugi w trzydziestoletniej historii nowej demokratycznej republiki, liczonej od zakończenia dyktatury wojskowej (1964-85), różni się od pierwszej w sposób zasadniczy. Prezydenta Fernanda Collor de Mello Senat brazylijski niemal jednomyślnie usunął z urzędu w 1992 roku, ponieważ udowodniono mu korupcję.
Wina Dilmy Rousseff, sprawującej drugą kadencję prezydencką, polega głównie na tym, że przekraczając swe uprawnienia zaciągała przez dwa lata bez zgody parlamentu kredyty na realizację programów rządowych.
"W toku dochodzeń nie odkryto nic, co podważałoby jej osobistą uczciwość" - napisał w piątek brazylijski korespondent wielkiego madryckiego dziennika "El Pais", sugerując, iż rozprawa parlamentarna z szefową państwa ma głównie charakter polityczny.
Mimo to, jak przewiduje "El Pais", głosowanie w Izbie Deputowanych nad impeachmentem szefowej państwa zakończy się w niedzielę niemal na pewno skierowaniem do Senatu wniosku o złożenie jej z urzędu na sześć miesięcy; tyle czasu ma izba wyższa parlamentu na zbadanie zarzutów wobec Dilmy Rousseff.
Wprawdzie rząd Partii Pracujących twierdził w piątek, że zwolennicy pozostania pani Rousseff u władzy mają jeszcze przewagę nad przeciwnikami, ale liczba osób opowiadających się za impeachmentem szybko rośnie.
Brazylijskie biuro badania opinii publicznej Atlas Politico przewidywało w piątek, że za wnioskiem o impeachment będzie głosowało 332 deputowanych, przeciwko - 128, a 53 jest niezdecydowanych.
Jeśli za odsunięciem obecnej prezydent od władzy zagłosuje 342 deputowanych na 513 członków Izby Niższej, sprawa zostanie przekazana do Senatu, który ma na jej rozpatrzenie pół roku.
Zwolennicy odsunięcia od władzy uczennicy i następczyni prezydenta Luiza Inacio Luli da Slivy, twórcy brazylijskiego "cudu socjalnego" w latach 2003-2011, pojawili się w sali obrad izby niższej Kongresu z hasłami: "Impeachment natychmiast!".
Wiceprezydent Michel Temer, prawnik, lider Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB), która była głównym sojusznikiem Rousseff w koalicji rządowej, pod koniec marca zerwał ten sojusz i z chwilą prawdopodobnego odsunięcia od władzy dotychczasowej szefowej państwa zajmie automatycznie jej miejsce.
Część brazylijskich mediów zadaje pytanie, co stanie się wtedy z głośnymi podejrzeniami o udział Temera w gigantycznej aferze korupcyjnej Petrobrasu.
Miguel Reale Junior, autor wniosku o odsunięcie obecnej prezydent od władzy, oświadczył, że Dilma Rousseff jest osobiście odpowiedzialna za wszystkie plagi, które dotknęły ostatnio Brazylię, takie jak inflacja i dewaluacje brazylijskiego reala wobec dolara.
"Jakie przestępstwo jest większe: przestępstwo prezydenta, który chowa publiczne pieniądze do własnej kieszeni, czy prezydenta, który aby utrzymać się u władzy nie przestrzega ograniczeń i rujnuje gospodarkę przez bezużyteczne gesty? Przekonajcie mnie, że to nie zbrodnia!" - zakończył swą wypowiedź w Kongresie.
Lider Ruchu Bezdomnych Pracowników (MTST) Guilherme Boulos, jeden z najbardziej znanych brazylijskich działaczy lewicowych, oświadczył w piątek, że ludzie z jego ruchu nie wylegli na ulice, aby bronić pani Rousseff, "do której flirtu z najbogatszymi Brazylijczykami ma wiele zastrzeżeń", ale aby nie dopuścić do "zamachu stanu", jakim jest próba jej obalenia.
W obronie Dilmy Rousseff wystąpił też były prezydent Lula. Na filmie wideo, który udostępnił Instytut Luli, oświadczył: "Społeczność międzynarodowa już się zorientowała, że proces zmierzający do usunięcia pani prezydent Rousseff z urzędu nie jest niczym innym, niż próbą zamachu stanu".
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.