Reklama

Ja protestuję!

Obowiązku sprzeciwu wobec zła nie należy mylić z chęcią protestu przeciwko niemu.

Reklama

Związkowcy pewnego kombinatu górniczo-hutniczego protestują przeciwko przekazaniu przez państwo w ręce prywatne dziesięciu procent akcji ich firmy. Już zorganizowali dwugodzinny strajk, a zapowiadają zaostrzenie protestu.

Grupa katolików świeckich i duchownych organizuje protest przeciwko koncertowi pewnej piosenkarki, nie wahając się wmieszać w całą sprawę rozmaitych państwowych instytucji, z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, a jak gminna wieść niesie, nawet z Prezydentem RP włącznie. Chcieli w centrum miasta odprawić mszę protestacyjną, ale kuria się nie zgodziła, więc grozili odwołaniem się do samego papieża.
 
Inna grupa katolików od dwóch tygodni blokuje wejście na plebanię w swojej parafii, protestując przeciwko zmianie proboszcza. Domagają się pozostawienia im ich dotychczasowego duszpasterza, a po spotkaniu z biskupem zapowiadają eskalację protestu – nie będą zamawiać Mszy, na tacę wrzucą po groszu. „Ile biskup chce pieniędzy za zmianę decyzji? Zrzucimy się i zapłacimy” – powiedzieli dziennikarzom.
 
Co łączy te trzy wydarzenia? Nie tylko to, że wszystkie właśnie mają miejsce w Polsce. Łączy je podobny mechanizm i sposób myślenia.
 
Organizatorzy wszystkich tych protestów wiedzą lepiej i nie cofną się przed niczym, aby postawić na swoim.
 
Nie znam się na ekonomii, więc nie jestem w stanie wypowiedzieć się kompetentnie na temat prywatyzacji. Ale zdziwiłem się bardzo, czytając w dwóch bardzo różnych polityczne gazetach podobne komentarze pochwalające w tej materii kierunek działania państwa.
 
W kwestii koncertu piosenkarki też się zdziwiłem. Ale czymś zupełnie innym. Tym, że organizatorom protestu nie dało nic do myślenia milczenie przedstawicieli Kościoła w tej sprawie. Bo oni już się nauczyli, że są sytuacje, w których najlepszą odpowiedzią na prowokację jest milczenie, a nie organizowanie głośnych, lecz bezskutecznych protestów. Watykański dziennik „L’Osservatore Romano” niedawno posunął się jeszcze dalej w stosowaniu tej taktyki – zamiast grzmieć i mnożyć potępienia, zamieścił spokojną, wyważoną recenzję najnowszego filmu o Harrym Potterze. Frekwencja z kinach od razu spadła. No bo skoro Kościół nie protestuje…
 
Organizatorzy parafialnego protestu w obronie przeniesionego proboszcza też wywołują zdziwienie. Gdyby się choć trochę wysilili, zapewne łatwo wykryliby, że podobnych problemów co roku w polskich parafiach jest całkiem sporo, a im głośniejszy i bardziej medialny mają wymiar, tym bardziej protesty i listy z podpisami nie przynoszą efektu. Kościół jest cierpliwy, a o tym, kto ma władzę mianowania proboszczów, można sobie poczytać na przykład w Kodeksie Prawa Kanonicznego.
 
To oczywiste, że nie należy obojętnie przechodzić obok zła. Tym bardziej nie można zła akceptować i go lekceważyć. Ale obowiązku sprzeciwu wobec zła nie należy mylić z chęcią protestu przeciwko niemu. Ponieważ bardzo często głośny protest nie kieruje uwagi na problem, ale na protestujących. To oni stają się centrum zainteresowania, a nie sprawa, w której występują. I bardzo często pochopnie zainicjowany protest trwa i zaostrza się w formie nie dla dobra sprawy, ale dlatego, że protestujący nie potrafią się przyznać, że strzelają z armaty do muchy, że potęga środków, po które sięgnęli, znacznie przerasta wielkość problemu.
 
Wydaje mi się, że mnogość protestów w różnych kwestiach wynika z czegoś jeszcze. Zorganizowanie protestu jest stosunkowo łatwe i proste. W dzisiejszym świecie, w którym media cierpią na nieustanny brak sensacyjnych, przykuwających uwagę i działających na emocje materiałów, to żadna sztuka. O wiele trudniej jest podjąć rzetelną pracę nad likwidacją zła, które się dostrzega. Najczęściej wymaga to dużego, długotrwałego i nieefektownego wysiłku. Wymaga przekonywania, szukania argumentów, cierpliwego dążenia do dialogu (a więc nie tylko wykrzyczenia własnych racji, ale również słuchania).
 
Są sytuacje, w których potrzebny jest głośny, wielki protest. Ale zdarzają się rzadko. Taki protest powinien być używany tylko w ostateczności. Tylko w kwestiach naprawdę dotyczących ogromnego dobra lub wielkiego zła. Nadużywanie protestu powoduje, że traci on na znaczeniu, i gdy będzie naprawdę potrzebny, nikt na niego nie zwróci uwagi. Zarówno w Kościele, jak i poza nim.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Niedziela
rano
3°C Niedziela
dzień
4°C Niedziela
wieczór
3°C Poniedziałek
noc
wiecej »