Unia Europejska nie powinna popierać rewizjonistów, którzy kierując się własnym interesem zrównują stalinizm z nazizmem, by zdyskredytować lewicę - pisze w czwartek brytyjski dziennik "Guardian" w artykule zatytułowanym "Historia jest zbyt ważna, by zostawiać ją politykom".
Przypominając manifestacje przeciwko paktowi Ribbentrop-Mołotow, które odbyły się w państwach bałtyckich 20 lat temu, dziennik pisze, że "ta kwestia jest nadal politycznym przedmiotem rozgrywki, o czym świadczy przyjęta na wiosnę przez Parlament Europejski rezolucja ogłaszająca 13 sierpnia +ogólnoeuropejskim dniem pamięci ofiar reżimów totalitarnych+".
"Tajemniczym sposobem, typowym dla Parlamentu Europejskiego, rezolucja ta przyjęła oględniejszą formę niż przyjęta we wrześniu +deklaracja+ PE, w której apelowano, by 23 sierpnia upamiętniać +ofiary stalinizmu i nazizmu+. Ostateczna decyzja w tej sprawie należy do poszczególnych rządów UE i tylko nieliczne ogłosiły 23 sierpnia dniem szczególnym. Sprawa ta jest jednak istotna, bo kryją się za nią nieprzyjemne zabiegi wielu polityków bałtyckich i środkowoeuropejskich, by zrównać stalinizm z nazizmem lub nawet uznać stalinizm za gorszy" - czytamy.
Politycy ci, "zaniepokojeni utrzymującą się siłą dawnych partii komunistycznych w regionie, uciekają się do +równania+ nazizm-stalinizm, by dyskredytować wszelkie partie lewicy (...). Jest to także słabo maskowana próba zachowania skrajnej nieufności, jeśli nie otwartej wrogości, wobec dzisiejszej Rosji" - ocenia gazeta.
"Guardian" przyznaje, że pakt Ribbentrop-Mołotow dowiódł, iż Stalin jest równie cyniczny co Hitler. "Ale wyprowadzanie stąd wniosku, że winy i ideologie obu są jednakowe, nie odpowiada rzeczywistości. Rozumowanie to nie uwzględnia też faktu, że polityka sowiecka ewoluowała po śmierci Stalina i przez dwie dekady rządów Breżniewa działalność polityczna, nie wspominając o zwykłym życiu rodzinnym, nie były poddawane arbitralnemu terrorowi" - ocenia gazeta.
Według dziennika zawsze można pogłębić swoją wiedzę, a naukowcy nieustannie interpretują historię na nowo. "Jedną z najobszerniejszych sfer pozostających wciąż do zbadania jest zakres udziału miejscowej ludności cywilnej w środkowoeuropejskich nazistowskich polach śmierci. Jak wskazał niedawno w książce +Continuities of German History+ amerykański historyk Helmut Walser Smith, wizja Holokaustu koncentrująca się na Auschwitz i prezentująca go jako przemysłową, pozbawioną twarzy taśmę produkcyjną śmierci jest wykoślawiona. Większość Żydów została zabita w archaiczny, prymitywny sposób, zastrzelona z bliskiej odległości na skraju dołu lub okopu albo zagazowana z rur wydechowych. Te masakry widziało, uczestniczyło w nich lub o nich wiedziało mnóstwo okolicznych mieszkańców i Niemców" - czytamy.
Gazeta cytuje także publikację amerykańskiego historyka Timothy'ego Snydera w niedawnym "New York Review od Books": "Do końca 1941 r. Niemcy (z miejscowymi pomocnikami i żołnierzami rumuńskimi) zabili w Związku Radzieckim i państwach bałtyckich milion Żydów. To tyle, co w Auschwitz podczas całej wojny".
Powołując się na Snydera "Guardian" podkreśla, że Hitler "zabił niemal dwukrotnie więcej osób niż Stalin": 5,7 mln Żydów, około 4 mln obywateli ZSRR zagłodzonych przez Niemców na śmierć i co najmniej 750 tys. cywilnych ofiar zbiorowych represji. Stalin natomiast zagłodził ok. 5,5 mln sowieckich ofiar, a podczas wielkiego terroru przed wojną zostało zabitych 700 tys. ludzi.
"Jest różnica między pamięcią i historią.(...) Można to powtórzyć w związku z pokazywanym obecnie w Wielkiej Brytanii filmem Andrzeja Wajdy o Katyniu i zmuszaniem Polaków przez dziesięciolecia do autocenzury. Ale choć to ważne, by pamiętać, że władze sowieckie (do 1989 r.) obwiniały za tę masakrę polskich oficerów z 1940 r. nazistów, nie należy zapominać, że kilka miesięcy wcześniej naziści zabili podczas operacji Tannenberg porównywalną liczbę polskich intelektualistów" - czytamy.
"Czy płynie z tego jakiś morał? Bałtyckie upamiętnienie rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow w sierpniu 1989 r. stanowiło konkretny komunikat poprzez złamanie 50-letniego tabu i wyrażenie powszechnego pragnienia wolności. Ale tego, co było w pewnym szczególnym momencie właściwe w jednej części Europy, nie należy rozciągać na stałe na cały kontynent. Historia jest czymś zbyt złożonym i drażliwym, by ją zostawiać politykom. Zaczynają od manipulowania rocznicami, potem przechodzą do podręczników, i ta lawina nabiera tempa" - kończy "Guardian".
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.