Walka z talibami nie powinna toczyć się kosztem ludności cywilnej - powiedział w sobotę najwyższy dowódca NATO w Afganistanie, amerykański generał Stanley McChrystal po inspekcji miejsca, w którym w piątek samolot USA zbombardował o 6 km od Kunduzu oddział talibów, powodując również straty wśród cywilów.
Bombardowanie przeprowadzono wbrew nowym rozkazom McChrystala nakazującym ograniczenie ataków powietrznych, jeśli zagrażają one ludności cywilnej - podkreśla w depeszy z Kabulu agencja AP.
Dziesięcioosobowy zespół dochodzeniowy NATO dokonał w sobotę inspekcji miejsca na rzeką Kunduz, gdzie amerykański odrzutowiec wezwany przez niemiecki patrol zbombardował uprowadzone samochody-cysterny szykujące się do przeprawy przez rzekę.
Niemieccy oficerowie wysuwali przypuszczenie, że uprowadzone samochody z paliwem dla wojsk NATO, które jechały z pobliskiego Tadżykistanu, mogą być wykorzystane przez talibów do ataku samobójczego na niemiecką bazę wojskową koło Kunduzu.
Podczas ataku powietrznego na talibów, którzy uprowadzili dwie cysterny z paliwem, zginęło od 500-funtowych bomb (225 kg) co najmniej 90 osób, w tym pewna liczba mieszkańców okolicznych wsi, którzy nalewali sobie paliwo z cystern do kanistrów.
Dowództwo amerykańskie w Afganistanie oficjalnie potwierdziło, że wśród zabitych byli afgańscy cywile, lecz nie podało liczby ofiar.
Dziennikarze, którzy przybyli z generałem McChrystalem na miejsce inspekcji, widzieli żółte, plastikowe kanisterki rozrzucone wokół miejsca eksplozji bomb; kilkanaście z nich było wypełnionych paliwem.
Podczas sobotniego spotkania z lokalnymi władzami gen. Mc Chrystal oświadczył: "Jestem tu, aby zapewnić, że działamy w taki sposób, aby dać prawdziwą ochronę narodowi afgańskiemu przed wszelkimi niebezpieczeństwami".
Europa otwarcie skrytykowała ostatni atak sił powietrznych NATO w Afganistanie przeprowadzony w chwili, gdy Unia Europejska poszukuje nowej strategii wobec sytuacji w tym kraju, aby mógł on ująć swoje losy we własne ręce i wydać walkę korupcji. Szefowie dyplomacji państw europejskich na spotkaniu w Sztokholmie zastanawiali się w sobotę nad planem działań na najbliższe dwa lata.
Francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner nazwał atak powietrzny pod Kunduzem "wielkim błędem".
Tego samego dnia pięciu niemieckich żołnierzy zostało rannych w miejscu oddalonym o 5 km na północny wschód od Kunduzu w wyniku zamachu samobójczego - podał niemiecki rzecznik wojskowy. Odnieśli oni lekkie rany wskutek eksplozji samochodu wypełnionego materiałem wybuchowym.
Niemiecki minister spraw zagranicznych Frank Walter Steinmeier oświadczył, że misja niemieckich żołnierzy w Afganistanie "obfituje w niebezpieczeństwa, jak każda misja wojenna, choć - być może - termin +wojna+ nie jest tu użyty właściwie".
"Wojny zawsze toczyły się między państwami, tymczasem Bundeswehra walczy z terroryzmem" - dodał Steinmeier.
Szef niemieckiej dyplomacji powtórzył przy tej okazji swój postulat, że należy przygotować plan wycofania niemieckich żołnierzy pełniących służbę w Afganistanie. "Musimy mieć plan, aby wiedzieć, jak długo Niemcy i inni żołnierze powinni tu pozostać i jak może przebiegać ich wycofanie. O tym należy rozmawiać z nowym rządem i nowym prezydentem Afganistanu" - powiedział.
Niemieckie wojsko wycofa się, "gdy Afgańczycy sami będą w stanie zagwarantować bezpieczeństwo swego kraju" - dodał minister, nie wdając się w przewidywania, ile to może potrwać.
Niemiecki minister obrony Franz-Josef Jung broni decyzji dowódcy sił niemieckich w Afganistanie, stacjonujących w Kunduzie, który osobiście zażądał od amerykańskiego dowództwa zbombardowania cystern uprowadzonych przez rebeliantów. Według niektórych doniesień agencyjnych, rebelianci mieli otworzyć ogień do niemieckiego patrolu próbującego odbić cysterny.
Jung twierdził w sobotę w wywiadzie dla dziennika "Bild am Sonntag", że wskutek eksplozji zbombardowanych cystern z paliwem zginęli tylko "talibscy terroryści", nie było zaś ofiar wśród ludności cywilnej.
Tymczasem według przedstawicieli lokalnych władz afgańskich, liczba zabitych podczas bombardowania to około stu osób, wśród których są kobiety i dzieci.
Hiszpanie, którzy również ostro krytykują atak lotniczy zakończony śmiercią cywilów, rozważają plan wysłania do Afganistanu 200 dodatkowych żołnierzy w celu "wzmocnienia bezpieczeństwa wojska hiszpańskiego, które już się tam znajduje" - powiedział w sobotę premier Jose Luis Rodriguez Zapatero.
Według szefa hiszpańskiego rządu, minister obrony Carme Chacon Piqueras, która wkrótce przedstawi w parlamencie straty, jakie ponieśli dotąd Hiszpanie w trakcie misji afgańskiej, wystąpi prawdopodobnie przy tej okazji o zwiększenie hiszpańskiego kontyngentu o około 200 żołnierzy.
Hiszpania ma obecnie w Afganistanie około 1.230 wojskowych, z czego 450 ludzi to żołnierze wysłani dodatkowo na okres wyborów w Afganistanie.
Zapatero zareagował na wiadomość o śmierci afgańskich cywilów podczas bombardowania w prowincji Kunduz, oświadczając, że to był nie tylko fakt "godny ubolewania", lecz wręcz "żenujący". Jego zdaniem, wydarzenie to powinno skłaniać do przemyślenia celów międzynarodowej obecności wojskowej w Afganistanie.
"Jest rzeczą pilną" - powiedział premier Hiszpanii - ponowne przemyślenie "planu militarnego wycofania się z Afganistanu" oraz strategii umacniania przez ten kraj swej wewnętrznej stabilizacji i bezpieczeństwa.
4691151 4691566 4691568 4691567 4691864
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.