Dwadzieścia pięć dni - tyle trwał pobyt na Euro 2016 polskich piłkarzy, którzy odpadli we Francji w ćwierćfinale. Większość tego czasu spędzili w La Baule, z dala od zgiełku turnieju. I po raz pierwszy w XXI wieku wyjechali z wielkiej imprezy żegnani brawami kibiców.
Mistrzostwa świata 2002 i 2006, mistrzostwa Europy 2008 i 2012 - każdy z tych turniejów w obecnym stuleciu biało-czerwoni kończyli w niesławie, odpadając już w fazie grupowej. Często ostatni mecz w grupie grali tylko o honor.
Euro 2016 we Francji wyglądało inaczej. Dwa zwycięstwa po 1:0 (nad Irlandią Północną i Ukrainą) oraz remis 0:0 z mistrzami świata Niemcami sprawiły, że podopieczni Adama Nawałki awansowali z drugiego miejsca w grupie do 1/8 finału. Tam wyeliminowali po rzutach karnych Szwajcarię (5-4, po 90 minutach i dogrywce było 1:1). Zostali zatrzymani dopiero w ćwierćfinale - z Portugalią także było 1:1 po 120 minutach, ale w serii "jedenastek" lepsi okazali się podopieczni Fernando Santosa 5-3.
"Byliśmy blisko. Rzuty karne to loteria i szkoda, że akurat w takich okolicznościach odpadliśmy, a nie innych. Bardzo się cieszymy, że sprawiliśmy kibicom dużo radości. Byliśmy blisko, aby osiągnąć coś naprawdę fajnego" - przyznał łamiącym się głosem bramkarz Łukasz Fabiański.
Golkiper Swansea City nie obronił tutaj żadnego rzutu karnego, ale i tak był jednym z bohaterów polskiej drużyny. Podobnie jak m.in. Jakub Błaszczykowski (dwa gole w turnieju), Michał Pazdan, Grzegorz Krychowiak czy Kamil Glik. Każdy z zawodników miał swój udział w sukcesie reprezentacji. Np. w meczu z Irlandią Północną bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Arkadiusz Milik, a w starciu z Portugalią bramkarza rywali już w drugiej minucie pokonał kapitan Robert Lewandowski, po asyście Kamila Grosickiego.
Piłkarzy opuszczających w piątek hotel Barriere L'Hermitage w La Baule żegnali jego pracownicy, którzy przed drzwiami wejściowymi utworzyli szpaler i brawami nagradzali wychodzących członków polskiej ekipy. Owację drużynie zgotowali także kibice, zgromadzeni pod bramą hotelu.
Francuski turniej trwał dla biało-czerwonych 25 dni, licząc od 7 czerwca, czyli od momentu ich przyjazdu do La Baule. Większość czasu spędzili w niespełna 16-tysięcznym malowniczym miasteczku nad oceanem. Na poszczególne mecze wylatywali z pobliskiego Saint-Nazaire dzień wcześniej i wracali od razu po spotkaniu.
Sztab szkoleniowy reprezentacji i władze PZPN wybrały La Baule z kilku powodów. Oprócz walorów turystycznych duże znaczenie miała cisza i spokój, jakie oferowało to miejsce. Piłkarze nie czuli nad oceanem atmosfery mistrzostw ani presji ze strony kibiców. Fani, owszem, żegnali i witali kadrę po każdym wyjeździe i powrocie z meczów, ale z reguły w niewielkiej liczbie.
Polaków wypoczywających w La Baule było bardzo niewielu. Rodacy, którzy przyjeżdżali pod hotel kadry, z reguły mieszkają we Francji od lat albo pracują tutaj na kontraktach. Najwięcej kibiców - około stu - zjawiło się pod hotelem 25 czerwca wieczorem, gdy biało-czerwoni wrócili z Saint-Etienne z meczu 1/8 finału. To była sobotę, nikt nie musiał iść następnego dnia do pracy.
"La Baule i nasz hotel mają tyle zalet, że można tu być w centrum zainteresowania i jednocześnie mocno się wyciszyć" - przyznawali przedstawiciele PZPN.
Jednym z najważniejszych tematów towarzyszących Euro 2016, więc również pobytowi reprezentacji Polski w La Baule, była kwestwia bezpieczeństwa.
"Lepiej o tym nie wspominać do końca turnieju. Jak to się mówi, trzeba być cicho i mieć nadzieję, że do końca nic się nikomu nie stanie" - powiedział jeszcze w trakcie fazy grupowej prezes PZPN Zbigniew Boniek.
I rzeczywiście - było cicho i bezpiecznie, o co dbała zresztą rzesza ludzi. Kadrowiczów w hotelu i otoczeniu strzegło w sumie kilkadziesiąt osób, w tym kilku francuskich komandosów. Byli na piętrach, niedaleko wind, przy bramach itd. Jedni widoczni z daleka, inni wmieszani w tłum. Każdy z określonym zadaniem...
"Nie znam się na tym, ale ludzie bezpośrednio ochraniający reprezentację sprawiają wrażenie zawodowców. Spokojni, milczący, +ze stalą+ w oczach. Wystarczy na nich spojrzeć i widać, że nie żartują. Niedawno przeżyłem rano wizytę trzech panów z psem. Szukano materiałów wybuchowych. Przepraszali, jednak weszli do pokoju. Ale ja to rozumiem. Profilaktyka służb bezpieczeństwa jest konieczna" - przyznał na początku turnieju szef Departamentu Komunikacji i Mediów PZPN Janusz Basałaj.
PZPN zadbał o to, żeby piłkarze nie mieli problemów z powodu dużego zainteresowania mediów. Tylko raz, w dniu przyjazdu polskiej ekipy, dziennikarze mogli zobaczyć w całości ćwiczenia kadry Nawałki. Taki zresztą był wymóg UEFA - pierwsze zajęcia musiały być dostępne dla mediów i kibiców. Wszystkie pozostałe treningi na miejscowym Stade Moreau-Defarges były owiane tajemnicą. Dziennikarzy wypraszano po 20-25 minutach.
Po konferencjach prasowych piłkarze nie zostawali na osobne wywiady. Tylko raz zorganizowano tzw. strefę mieszaną, czyli miejsce, gdzie dziennikarze mogli porozmawiać z graczami po treningu.
Każdy wielki turniej to nie tylko mecze i treningi, ale także czas na odpoczynek. Dyrektor reprezentacji Tomasz Iwan z grupą ludzi dbał o to, żeby piłkarze nie narzekali na nudę. Raz zorganizowano wycieczkę rowerową za miasto, innym razem turniej golfa, a pod koniec czerwca - trzymany w ścisłej tajemnicy przed mediami wyjazd na paintball.
Wielu piłkarzom nie dokuczała również tęsknota za rodzinami - sztab szkoleniowy miał do tego liberalne podejście. Zawodnicy mogli spotykać się w La Baule z bliskimi, razem wychodzić do restauracji i na spacer.
Trener nie narzucił piłkarzom ścisłego reżimu, w pełni ufając podopiecznym. Oni udowodnili, że są zawodowcami. Dojście do ćwierćfinału jest największym sukcesem polskich piłkarzy w historii występów w mistrzostwach Europy.
"Pewien niedosyt pozostał - przegraliśmy w ćwierćfinale w rzutach karnych, ale cóż... To jest piłka nożna. Raz się uda, raz nie. Pewnie kiedy emocje już opadną, bardziej to docenimy niż w tej chwili" - przyznał rzecznik prasowy reprezentacji Jakub Kwiatowski.
Jedyne, do czego można było mieć zastrzeżenia w La Baule, to... pogoda. Tak naprawdę lato skończyło się tutaj zanim na dobre się zaczęło. Pierwsze dni po przyjeździe kadry były ciepłe i słoneczne, ale później coraz częściej przydatne okazywały się parasole i swetry.
Piłkarzy nie ma już w La Baule, ale to nie znaczy, że nie pozostały polskie akcenty. W niektórych miejscach powiewają jeszcze biało-czerwone flagi, a niedaleko hotelu kadry można zobaczyć drzewko... Andrzeja Wajdy, którego uhonorowano w ten sposób przy okazji festiwalu filmowego w La Baule w 1993 roku. Obok widnieje tablica na cześć polskiego reżysera z napisem "Andrej Vajda. Realisateur a plante ce Pinus Austriaca Nigra (gatunek sosny czarnej - PAP)".
Mistrzostwa Europy 2016 zakończą się 10 lipca - na ten dzień zaplanowano finał w podparyskim Saint-Denis.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.