Nie jest znana dokładna data apelu, podczas którego o. Maksymilian, założyciel Niepokalanowa, przebywający w KL Auschwitz od dwóch miesięcy, zgłosił się dobrowolnie na śmierć w zamian za współwięźnia, Franciszka Gajowniczka.
Przypuszcza się, że mogło to nastąpić 29 lipca. 75 lat później drogę wiodącą przez obozowy plac apelowy przemierzył papież Franciszek. W celi, w której przez blisko trzy tygodnie konał o. Kolbe i gdzie 14 sierpnia dobito go zastrzykiem trucizny, papież przysiadł na chwilę modlitwy w ciszy i w samotności.
Franciszek Gajowniczek, sierżant Wojska Polskiego, wtedy niewierzący, mąż i ojciec, za którego o. Maksymilian zgłosił się na śmierć, wspomina:
− Z końcem lipca 1941 roku pracowałem razem z ojcem Kolbe w komandzie Landwirtschaft przy żniwach. Mniej więcej o godzinie 14.00 zaczęły grać syreny obozowe na alarm, bo jeden z więźniów, mieszkaniec 14. bloku, zbiegł z obozu. Był nim Kłos z Warszawy, piekarz z zawodu. Nie znaleziono go. Będzie wybiórka 10 więźniów na śmierć do bunkra.
Konsekwencje ucieczki
Więźniów pracujących poza drutami, zagnano do obozu, na plac apelowy.
− Staliśmy aż do pierwszego gongu. Apel wieczorny się nie odbył i bez kolacji poszliśmy na spoczynek. Następnego dnia poszliśmy do pracy, a blok, na którym przebywał ojciec Kolbe, musiał stać na placu aż do obiadu i po obiedzie, aż do wieczora - wyjaśnia były więzień Władysław Święs.
− Apel odbył się po pracy pomiędzy godziną osiemnastą a dziewiętnastą. Więźniowie stali dziesiątkami. Stałem w jednym szeregu z ojcem Maksymilianem Kolbem od którego dzieliło mnie tylko dwóch więźniów − mówi inny współwięzień, Franciszek Włodarski.
Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość
Plac apelowy: to o. Kolbe podjął decyzję o oddaniu życia.
„Prawo” obozowe stanowiło, że w zamian za każdego uciekiniera, dziesięciu innych więźniów, mieszkańców tego samego bloku, miało ponieść w odwecie śmierć głodową. Współlokator o. Kolbego, Gajowniczka i uciekiniera, Mieczysław Kościelniak, wspominał po wojnie:
− Odbył się zwykły proceder na bloku nr 17, na którym się znajdowałem. Do szeregów podchodził Fritzsch w towarzystwie Palitzscha, raportowego obozu i wybierał ofiary. My czekaliśmy końca akcji.
− Fritzsch sam wybierał, przechodząc od jednego do drugiego szeregu. Czym się kierował w wybiórce, trudno określić, gdyż nie zważał na wiek, ani na stan fizyczny więźniów. Wskazywał ręką na wybranego, a ten od razu musiał wystąpić z szeregu − relacjonuje Józef Sobolewski. A Tadeusz Jachimowski dodaje:
− Wyselekcjonowani ustawiali się na chodniku od strony bloku 17., a ja jako schreiber (pisarz) musiałem zapisywać ich numery.
Ta chwila
Franciszek Gajowniczek nigdy nie zapomniał chwili, w której Fritzsch wskazał na niego:
− Zdrętwiałem cały i, jak mi koledzy później powiedzieli, straszliwie jęknąłem, że mi jest żal żony i dzieci. Wtedy z szeregów wyszedł jakiś więzień przed Lagerführera i po niemiecku powiedział, że on chce za mnie pójść na śmierć do bunkra i na mnie wskazał ręką. Poznałem, że tym więźniem jest Ojciec Kolbe. Lagerführer zadał Ojcu Kolbemu kilka pytań i zgodził się na tę zamianę. Ja wyszedłem z grupy dziesięciu skazanych i wróciłem do szeregu, a Ojciec Kolbe zajął wśród nich moje miejsce.
− Zanim rozeszliśmy się do bloków, przemaszerowało owych dziesięciu przed naszymi szeregami i wtedy zauważyłem, że słaniający się na nogach ojciec Kolbe podtrzymywał słabszego od siebie skazańca, który nie mógł iść o własnych siłach − kończy wspomnienia tego dramatycznego dnia Władysław Święs.
Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość
Przy bloku, w którym więziono o. Kolbego.
Przejmujące świadectwo o pobycie o. Maksymiliana w celi śmierci, w której modlił się papież Franciszek, pozostawił inny więzień, Bruno Borgowiec:
− Od tego dnia nieszczęśliwi nie otrzymywali już żadnej strawy. Z celi, w której znajdowali się ci biedacy, słyszano codzienne głośne odprawianie modlitw, różańca świętego i śpiew, do których się też więźniowie z sąsiednich cel przyłączali.
W chwili nieobecności SS-manów na bloku, poszedłem do bunkra, aby porozmawiać i pocieszyć kolegów. Gorące modlitwy i pieśni do Matki Najświętszej nieszczęśliwych, rozlegały się po wszystkich gankach bunkra. Miałem wrażenie, że jestem w kościele. Przepowiadał o. Kolbe, a następnie chórem odpowiadali więźniowie... O. Kolbe trzymał się dzielnie, nie prosił i nie narzekał, dodawał otuchy innym, wmawiał współwięźniom, iż uciekinier się jeszcze odnajdzie i zostaną wypuszczeni. W międzyczasie zmarł jeden po drugim, aż po trzech tygodniach pozostało tylko jeszcze czterech, wśród nich także O. M. Kolbe.
Bruno Borgowiec kończy swoje wspomnienia informacją, że 14 sierpnia, o. Kolbego i pozostałych przy życiu trzech innych więźniów felczer obozowy Bock dobił zastrzykiem kwasu karbolowego. W wigilię Wniebowzięcia NMP, podobnie jak Maksymilian Kolbe, zmarli także inni dwaj polscy święci: Jacek Odrowąż i Stanisław Kostka. W celi śmierci św. Maksymiliana modlili się także papieże: Jan Paweł II i Benedykt XVI. Na pamiątkę jego męczeństwa co roku, 14 sierpnia przed Blokiem Śmierci odprawia się Mszę św.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.
Nie zapadła jeszcze decyzja dotycząca niedzielnej modlitwy Anioł Pański.