Pierwsze uczucie - gorzkie - to zniesmaczenie i gniew. Niestety „mędrcy” powiedzą, że katolikowi nie wolno doświadczać tak podłych uczuć, bo to nie po chrześcijańsku. Jest więc i uczucie lżejsze – politowanie. Wobec zwolenników aborcji porównujących ludzi z żołędziami (vide czwartkowe „Dzień dobry TVN"), czy do znudzenia szafujących sloganami „fanatyzm”, „okrucieństwo” odnośnie do obrońców życia, co zaserwowała nam czwartkowa „Gazeta Wyborcza”.
I wreszcie jest uczucie najlżejsze - pokusa błogiego zobojętnienia wobec tego niereformowalnego bełkotu, z którym nijak dialogować się nie da. Uczucie zapewne najpoprawniejsze politycznie, w myśl zasady że dobry katol to mdły katol. Czy jednak wskazane?
Czytając fantazyjne wynurzenia redaktora „Gazety Wyborczej” (artykuł „Okrutny gość niedzielny”), jak w mordę strzelił (cóż za agresywny język nienawiści) przypominają się zarzuty pod adresem chrześcijan sięgające, ba !... starożytności. Dopóki siedzieli cicho, jakoś ich tolerowano. Gdy jednak jawnie zaczęli odrzucać kult cesarski i sprzeciwili się adoracji pogańskich bóstw (proszę sobie zinterpretować to w kontekście współczesnym) oskarżono ich nie tylko o nielojalność wobec praw panujących w państwie ale i o nienawiść wobec rodzaju ludzkiego. Religią szkodliwą określili chrześcijaństwo Tacyt i Swetoniusz, ciemną i wrogą - Oktawiusz Winicjusz, czy wręcz nienawidzącą - Tacyt.
A co czytamy w „Gazecie” o obrońcach życia poczętego? „Wizja cywilizacji śmierci zaślepia ich, odbiera zwykłą ludzką wrażliwość.(…) Nie mają natomiast litości dla życia narodzonego.(…) Okrucieństwo obrońców życia nienarodzonego jest perfidne. Fanatyzm ułatwia im tę małą podróż w czasie o dziewięć lat i szepczą dziewczynce do ucha: 'mama chciała cię zabić' (...) Głęboko chrześcijańska postawa" pisze z rozmachem redaktor „Gazety Wyborczej”.
Rozmach wziął jednak za wielki, bo albo emocjonalnie folguje formie (co - o ironio! - zarzuca się Gościowi Niedzielnemu) albo zwyczajnie kłamie (pisząc jednocześnie w tym samym artykule: "Gość Niedzielny kłamliwie przedstawił fakty i poniósł karę. Wolność słowa nie obejmuje bowiem kłamstwa, choćby cel był szlachetny").
Zbaraniałem. Nie chcąc jednak imputować kłamstwa, uprzejmie proszę wziąć poprawkę na moją, być może, tępotę intelektualną, że jak prostak, dosłownie odczytuję zdanie: „szepczą dziewczynce do ucha: mama chciała cię zabić".
Pytam zatem: kto szeptał ("do ucha") i kiedy? Głupim katol, więc myślę prosto - aby szeptać wskazany jest kontakt z osobą. No chyba że przez telefon, "do ucha"… Może więc jakieś nagrania, zdjęcia albo biling na poparcie „wyborczej literatury” by Pan Redaktor przedstawił? Tyle że skąd? Będzie za to do znudzenia powtarzana tu i ówdzie śpiewka o katolikach co to okoniem stają do praw stanowionych i serca nie mają, nazywając rzeczy po imieniu, czyli w sposób w jaki - trywialnie pisząc - nie wypada.
W tej systematycznie powtarzającej się kanonadzie oburzenia zupełnie nie zauważa się, że uznanie wartości życia ludzkiego w stadium prenatalnym to nie widzimisię Kościoła katolickiego, lecz konsekwencja faktu, iż życie człowieka zaczyna się w chwili poczęcia. Wskazuje na to nauka. Ten fakt jest respektowany – Bogu dzięki - nie tylko przez różne religie, ale i ludzi niereligijnych, którzy… nie kłócą się z faktami. Przyznaję, że sam długi czas byłem zwolennikiem "prawa do własnego brzucha". Szczęśliwie, okres mej zawinionej ignorancji to już przeszłość.
Czy po niechrześcijańsku uczepiłem się tu tekstu redaktora "Gazety Wyborczej" - osoby publicznej - który obrońcom życia zarzuca: "wymagają też od każdej kobiety heroizmu: niech rodzi zgwałcona, niech rodzi upośledzone dziecko - nawet mimo że polska ustawa wtedy dopuszcza aborcję", a jednocześnie domaga się „głęboko chrześcijańskich postaw” wytykając ich rzekomy brak?
Cóż, najzwyczajniej po ludzku (a nie od razu „po katolicku”) zirytowałem się, czytając te absurdy o " igrzyskach podszytych hipokryzją" i „ludziach o stalowych zasadach nie widzących różnicy między zarodkiem a dzieckiem”. Otóż zaskoczenie! - "ludzie o stalowych zasadach" widzą nawet różnice między zygotą, zarodkiem a płodem, a dalej między noworodkiem, dzieckiem a dorosłym. Jakby ktoś nie wiedział - to fazy rozwoju CZŁOWIEKA.