Za Traktatem z Lizbony głosowało ponad 1,214 mln Irlandczyków, którzy stawili się do urn. Przeciw było 594 tys. wyborców. Tak duże zwycięstwo zaskoczyło nawet obóz prowadzący kampanię na "tak". Liczba zwolenników Traktatu wzrosła o 20 proc. w porównaniu z pierwszym referendum w czerwcu 2008 roku, kiedy przeciwko było 53,4 proc. głosujących, a za - 46,6 proc. osób. Wyższa była też frekwencja i wyniosła 58 proc., podczas gdy w 2008 roku - 52,7 proc.
Premier Irlandii Brian Cowen ogłosił w sobotę, iż w piątkowym referendum, które było drugą próbą ratyfikacji Traktatu z Lizbony przez Irlandczyków zdecydowanie zwyciężyli zwolennicy nowego traktatu UE.
"Irlandczycy pokazali, że wiążą swą przyszłość i przyszłość swoich dzieci z Europą. Chcą, by Irlandia pozostała w sercu Europy" - powiedział Cowen na konferencji prasowej w Dublinie.
To bardzo duże zwycięstwo i ogromna zmiana w postawie Irlandczyków, zważywszy, że w pierwszym referendum w sprawie Traktatu z Lizbony w czerwcu 2008 roku przeciwko było 53.4 proc. głosujących i 46,6 proc. "za".
Zdecydowanie wyższa była też frekwencja i wyniosła 58,8 proc., podczas gdy w 2008 roku - 52,7 proc.
Premier Cowen podziękował partiom opozycyjnym, które wsparły rząd w kampanii na rzecz ratyfikacji Traktatu z Lizbony przez Irlandię. Wyraził przekonanie, że "zwycięstwo umożliwiły gwarancje", jakie Irlandia uzyskała od partnerów w UE po pierwszym referendum: Traktat z Lizbony nie będzie wchodził w irlandzkie kompetencje dotyczące zakazu aborcji, neutralności kraju, polityki podatkowej, ponadto Dublin utrzyma stanowisko komisarza w Komisji Europejskiej.
"To bardzo ważna wiadomość dla Europy, dzięki Traktatowi z Lizbony UE będzie sprawniejsza i lepiej widoczna na arenie międzynarodowej, bardziej skuteczna w walce ze zmianami klimatycznymi i polityce zagranicznej" - cieszył się w rozmowie z PAP irlandzki eurodeputowany z opozycyjnej Partii Pracy Proinsias De Rossa. Niemal wszystkie partie polityczne, w tym opozycyjne, wsparły rząd w kampanii na rzecz Traktatu z Lizbony, nie wykorzystując referendum jako okazji do osłabienia skrajnie niepopularnego rządu Briana Cowena.
"Przyszłość Europy była dla nas ważniejsza od przyszłości rządu" - powiedział De Rossa. Dla Irlandii - jak ocenił - pozytywny wynik oznacza przede wszystkim nadzieję na szybsze wyjście z recesji. Istniało ryzyko, że inwestorzy odebraliby wynik na "nie" jako oznakę politycznej niestabilności, co podniosłoby koszty obsługi długu irlandzkiego i źle wróżyłoby Irlandii, biorąc pod uwagę 20-miliardową dziurę budżetową.
Eksperci nie mają wątpliwości, że część wyborców, głosujących rok temu przeciw Traktatowi, zmieniła zdanie z właśnie z powodu kryzysu finansowego i gospodarczego, w którym pogrążył się "celtycki tygrys". Kryzys pokazał, że bez pomocy UE i przede wszystkim Europejskiego Banku Centralnego, który zasilił irlandzkie banki sumą 120 mld euro, Irlandia nie poradziłaby sobie. Wielu wyborców - jak ocenia irlandzki ekspert z Center for European Reform (CER) Hugo Brady - obawiało się, że Irlandia może negatywnie odczuć "konfrontację z UE" i dlatego poparli Traktat z Lizbony.
Jego zdaniem oprócz kryzysu na zmianę postaw wyborców wpłynęła najbardziej obietnica złożona przez partnerów w UE, że Irlandia - tak jak każdy unijny kraj - utrzyma w UE swego komisarza pomimo wcześniejszych planów redukcji liczby komisarzy. "Myślę, że to zobowiązanie, iż Irlandia utrzyma komisarza było najważniejsze. Było też łatwe do wyjaśnienia w kampanii. Kryzys i komisarz razem - to zdecydowanie najważniejsze rzeczy, które odpowiadają za zmianę" - powiedział PAP Brady.
Poparcie "tak" było na tyle duże, że nawet lider kampanii na +nie+ Declan Ganley, przewodniczący partii Libertas i sprawca porażki pierwszego referendum, już przed południem, w sobotę, nie czekając na oficjalne wyniki przyznał, że tym razem przegrał. "Gratuluję rządowi, który przeprowadził doskonałą kampanię, obiecał miejsca pracy i ożywienie gospodarcze. Jestem ciekaw, jak teraz się z tego wywiąże" - powiedział.
Na wynik referendum ze wstrzymanym oddechem czekała UE. 4-milionowa Irlandia (zaledwie 1 proc. populacji UE) była bowiem ostatnim krajem, który nie ratyfikował nowego traktatu. Stawka była bardzo wysoka, bo jak zapewniali unijni politycy i eksperci, ani trzecie referendum w Irlandii nie wchodziło w grę, ani renegocjacje Traktatu w UE. Traktat z Lizbony był już przecież odpowiedzią na poprzednią porażkę traktatu konstytucyjnego.
Ratyfikacja Traktatu z Lizbony przez Irlandię oznacza, że do wejścia w życie dokumentu brakuje już tylko podpisów prezydentów Czech i Polski, gdzie parlamenty narodowe ratyfikowały dokument.
"Dziś jest pierwszy dzień nowej przyszłej Europy, zjednoczonej, demokratycznej, skutecznej i silnej. Wraz z nowym traktatem, UE będzie zdolna stawić czoło ważnym wyzwaniom, takim jak kryzys gospodarczy i finansowy w sposób bardziej europejski, spójny i skuteczny" - powiedział były premier Belgii Guy Verhofstadt, obecnie lider frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim. Podkreślił, że teraz "potrzebujemy już tylko podpisów prezydentów (Polski i Czech) ". "To kwestia dni, bo przecież ich parlamenty już ratyfikowały dokument. To polityczna odpowiedzialność, by go podpisać" - dodał.
Historia się powtórzyła. Czteromilionowa Irlandia już po raz drugi kazała na siebie czekać całej UE. Irlandczycy dopiero za drugim razem przyjęli Traktat z Lizbony, tak samo jak w przypadku Traktatu z Nicei, przyjętym za drugim podejściem w 2003 roku
Unijni przywódcy planują w lipcu szczyt z przywódcą Chin Xi Jinpingiem w Pekinie
Białoruski funkcjonariusz w mundurze uczestniczył w probie forsowania polskiej granicy.
Zdaniem lidera Konfederacji sprawą powinna zająć się też Państwowa Komisja Wyborcza.
Pomijając polityczny wymiar tego wydarzenia, który Polacy różnie mogą oceniać... To trzeba zobaczyć.
Zaatakowali samo centrum miasta, zabijając 34 i raniąc 117 osób
Rozpoczął się kolejny etap renowacji jednej z najbardziej znanych budowli Stambułu.