Usłyszałem niedawno z ambony mniej więcej take słowa: „Podczas spotkań w gronie przyjaciół czy rodziny zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie krytykował księży. Nie dyskutujmy, ale odpowiedzmy: ‘znam dobrego księdza’. Pewnie okaże się, że ktoś następny będzie podobnego zdania i jeszcze ktoś inny się przyłączy. Wtedy ten, kto krytykuje, na pewno się zamknie”.
Nogi się pode mną ugięły, bo niestety słuchałem tego kaznodziejskiego popisu na stojąco. Sytuacja była tym bardziej trudna, że wcześniej przytoczony został obszerny fragment z Jana Marii Vianney’a. Z tekstu wynikało jasno, że ksiądz jest darem od Boga, a prosty lud ma być przede wszystkim wdzięczny za ów dar.
No cóż, moja wdzięczność może nie legła w gruzach, ale na pewno zadrżała w posadach, kiedy usłyszałem to „zamknie się”. Nie wymagam od każdego niezwykłych zdolności krasomówczych. Rozumiem też, że niesprawiedliwa krytyka i ataki na księży w sytuacjach, kiedy nie mogą się bronić, są nieuczciwe. Jednak zastanawia mnie bezkrytyczne podejście niektórych duchownych do samych siebie.
Moim zdaniem Rok Kapłański został ustanowiony również dla księży, a nie tylko po to, by przekonywać wiernych, jak wielkim skarbem są dla nich duszpasterze. Decyzja Konferencji Episkopatu Polski o wprowadzeniu obowiązkowego okresu propedeutycznego w seminariach w pewien sposób potwierdza moje intuicje.
Biskupi dają jasno do zrozumienia, że obecnie formacja seminaryjna nie jest doskonała. Doskonali nie są również księża, którzy z seminariów wychodzą. Nigdy nie będą – to jasne – ale może przynajmniej uda się niektórych o tym przekonać.
Mam wrażenie, że klerykom najbardziej brakuje dziś kontaktu z drugim człowiekiem. Przez sześć lat żyją jak w inkubatorze. W mydlanej bańce, która pękając, wyrzuca ich na świat, jakiego przez lata w seminarium nie poznali. Tymczasem człowiek nie jest automatem, który zawsze zachowuje się według jednego schematu. Byłbym szczęśliwy, gdyby klerycy w seminariach mogli tego doświadczyć. Nie na kursach psychologii, ale poprzez praktyki duszpasterskie i pracę z ludźmi. Pracę, która pozwoli dostrzec w człowieku indywiduum. Zrozumieć go i zaakceptować.
Ksiądz nie powinien też wychodzić z seminarium z przeświadczeniem, że na tym koniec jego formacji. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by dalej się rozwijał. Choćby biorąc za wzór innych, dobrych kapłanów. Jest wielu wspaniałych księży. Ludzi pełnych pasji, którzy swoje zainteresowania, talenty wykorzystują w głoszeniu Ewangelii. Gromadzą wokół siebie ludzi, jednocześnie pamiętając, że jako kapłani są tylko przewodnikami na drodze do Chrystusa.
W Roku Kapłańskim chciałbym zaprezentować sylwetki takich księży. W myśl zasady „znam dobrego księdza”. Nie po to, żeby wystawiać komukolwiek laurkę czy robić z kogoś bohatera. Chciałbym, żeby te postacie inspirowały tych, którzy może są zmęczeni swoją pracą duszpasterską, albo nie mają na nią pomysłu. Na pewno Czytelnicy portalu WIARA.PL również znają księży, o których warto by wspomnieć przy tej okazji. Może są wśród nich niezwykli kaznodzieje, nauczyciele akademiccy. Może mają niezwykłe zainteresowania, które służą im w duszpasterstwie. W Roku Kapłańskim porozmawiajmy o dobrych księżach. Na Wasze głosy czekam pod adresem wiara@wiara.pl.