Proponowane w Polsce prawo zakazujące aborcji to ciemnogród i średniowiecze - mówili lewicowi i liberalni europosłowie podczas debaty o prawach kobiet. PiS przekonywał, że dyskusja jest bezprzedmiotowa.
"Państwo chcecie dyskutować o ustawie, której nie ma, i wypowiadać się w kwestiach, w których Parlament Europejski nie ma uprawnienia" - oświadczyła w trakcie środowej debaty o prawach kobiet w Polsce europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska.
Jej zdaniem debata PE na temat sytuacji kobiet w Polsce jest szukaniem tematów zastępczych. Jak podkreśliła, Polska to jeden z pierwszych krajów na świecie, który dał prawa wyborcze kobietom. "W Polsce - według danych Eurostatu - mamy najmniejszą różnicę między wynagrodzeniami kobiet i mężczyzn, jeśli chodzi o średnie wynagrodzenie" - wymieniała.
Zdzisław Krasnodębski (PiS) oświadczył, że w Polsce nie ma problemu naruszania praw kobiet. "W Polsce podobnie jak wszędzie na świecie istnieje poważny problem moralny i prawny - dramatyczny problem aborcji" - wskazywał.
Przypomniał, że problem ten wynika z konfliktu dwóch zasad uznawanych przez obie strony tego sporu. Z jednej strony - tłumaczył - autonomii osoby ludzkiej niezależnie od jej płci, z drugiej - prawa do życia, niezależnie od wieku. "Niestety w tym wypadku te zasady są w konflikcie i wszyscy wiemy, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo trudne" - mówił polityk PiS.
W dyskusji, w której głos zabrało ponad 30 eurodeputowanych, zdecydowana większość opowiadała się jednak za pozostawieniem kobietom możliwości wyboru, której z tych dwóch wartości chcą hołdować, jeśli znajdą się w sytuacji, gdy będą musiały wybrać.
"Zwracam się do rządzących w Polsce - macie serca z kamienia. Kobiety nie są towarem do spłaty waszych wyborczych zobowiązań. Nie macie prawa zmuszać kobiety do podjęcia decyzji innej niż sama czuje, gdyż rozstrzygnie to we własnym sumieniu. Szczególnie, gdy ciąża zagraża jej życiu albo spowodowana jest gwałtem" - mówiła europosłanka PO Barbara Kudrycka.
Na przebieg dyskusji w europarlamencie miała wpływ decyzja sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, która krótko przed debatą w Strasburgu opowiedziała się za odrzuceniem obywatelskiego projektu komitetu "Stop aborcji".
"Rząd w Warszawie wreszcie zaczyna zauważać, że kobiety mają głos" - komentowała Corazza Bildt z Europejskiej Partii Ludowej. "To spóźniona refleksja, czy może strach przed masowymi protestami" - zastanawiała się Krystyna Łybacka z SLD.
"To nie jest ostateczne zwycięstwo. To jest zwycięstwo w tej pierwszej bitwie" - podkreślał z kolei szef frakcji Socjalistów i Demokratów w PE Gianni Pittella. Projekt zaostrzenia prawa aborcyjnego, który znajduje się w polskim Sejmie, nazwał ciemnogrodem.
"W całej Europie mamy nowoczesne zapisy, które zapewniają prawo do przerwania ciąży. To nie jest żaden obowiązek. To jest wybór" - wskazywał włoski socjalista.
Holenderka Sophie in 't Veld z frakcji liberałów podkreślała, że odrzucenie projektu zaostrzającego przepisy aborcyjne w Polsce nie jest powodem do świętowania, bo jej zdaniem obecnie obowiązujące prawo w tej sprawie należy do najbardziej restrykcyjnych w Europie (co w praktyce oznacza, że nie dopuszcza zabijania dzieci poczętych na życzenie). "Trybunał w Strasburgu powiedział bardzo jasno, że całkowity zakaz aborcji jest naruszeniem prawa człowieka" - oświadczyła europosłanka.
Inna przedstawiciela liberałów Beatriz Basterrechea uznała, że procedowane w Sejmie przepisy są poniżające. "To, co się proponuje, to średniowiecze" - mówiła.
Z kolei Malin Bjoerk z frakcji Zjednoczonej Lewicy Europejskiej oceniła, że projekt to "zamach na prawa kobiet". "Niewiele rzeczy jest ważniejszych niż samodecydowanie o własnym ciele" - wskazała. Powiedziała też, że polskie kobiety, przeciwne projektowi, nie są same. "Będziemy walczyć o waszą wolność i o naszą" - zadeklarowała.
Solidarność z polskimi kobietami protestującymi przeciwko zaostrzaniu ustawy o aborcji wyraziła też niemiecka Zielona Terry Reintke, która na debatę włożyła koszulkę z napisem "Ratujmy kobiety".
Odpowiadając na argument Beaty Gosiewskiej (PiS), która wskazała, że to obywatele, a nie rząd złożyli projekt zaostrzenia ustawy o aborcji, Reintke podkreśliła, że to ten projekt został skierowany do prac w komisji sejmowej głosami PiS. "Nie można powiedzieć, że nie biorą oni za to odpowiedzialności. Można było przeprowadzić debatę obejmującą także projekt liberalizacji prawa, ale tego nie zrobiono" - wskazała niemiecka europosłanka.
Zasiadająca we frakcji chadeckiej Sirpa Pietikaeinen ubolewała, że w XXI wieku Parlament Europejski musi przeprowadzać dyskusje na taki temat.
Arne Gericke z Europejskich Konserwatystów i Reformatorów podkreślał, że decyzja ws. prawa aborcyjnego jest decyzją państwa członkowskiego. Zastrzegł, że sam nie podpisałby się pod wszystkimi propozycjami z projektu "Stop Aborcji", ale - jak przekonywał - rozwiązania zawsze można oprotestowywać lub zwrócić się w ich sprawie do Trybunału Konstytucyjnego.
Michał Marusik z eurosceptycznej frakcji Europa Narodów i Wolności oświadczył, że debata jest najwyraźniej prezentem w stosunku do polskich "środowisk proaborcyjnych". Z kolei Janusz Korwin-Mikke przekonywał, że skoro ojcowie są odpowiedzialni za dzieci, to do przeprowadzenia aborcji kobiety powinny uzyskiwać ich zgodę.
Unijna komisarz sprawiedliwości Vera Jourova, która na początku debaty zastrzegła, że UE nie ma kompetencji w sprawie aborcji, oceniła w swojej mowie kończącej, że projekt, który znajduje się w polskim Sejmie, jest propozycją przeciwko godności ludzkiej i wolności kobiet do decydowania o swoim ciele i życiu.
"Wielu mówców podkreślało w trakcie debaty, że w ogóle nie powinniśmy jej prowadzić, bo to niezgodne z zasadą subsydiarności. Ale ja uważam, że możemy o tym dyskutować. Ważne, by każdy z nas mógł mówić o tym, bo to bardzo ważny i intymny problem" - dodała. "Większość kobiet, które muszą mieć aborcję, jest pod presją okoliczności i nie powinniśmy odmawiać im tego prawa" - powiedziała Jourova.
Dyskusji eurodeptowanych przysłuchiwało się w PE kilkadziesiąt ubranych na czarno polskich aktywistek, które organizowały protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce. Osobna grupa działaczek Femenu zorganizowała happening przed debatą: dwie z nich rozebrały się do pasa i nawoływały do wspierania polskich kobiet.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.