Trzy kobiety oskarżyły w środę republikańskiego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, że bez ich zgody obmacywał je i całował. Podczas niedawnej debaty telewizyjnej z Hillary Clinton uważany za seksistę Trump utrzymywał, że nigdy nic takiego nie robił.
O pierwszych dwóch kobietach oskarżających kandydata GOP poinformował "New York Times", a za nim inne media. Niedługo potem o podobnym incydencie z Trumpem w roli głównej napisał "Palm Beach Post", lokalny dziennik na Florydzie.
Trump oświadczył, że zarzuty te są nieprawdziwe.
Pierwsza z kobiet, Jessica Leeds, powiedziała, że w 1980 r., kiedy miała 38 lat, leciała samolotem do Nowego Jorku. Trump siedział obok niej. W pewnym momencie poczuła jak jej sąsiad ją obmacuje i sięga ręką pod sukienkę. "Jego ręce były jak ośmiornica" - opowiadała w wywiadzie telewizyjnym. Trump miał wtedy 24 lata.
Drugi epizod seksualnego napastowania miał mieć miejsce w 2005 r. - kiedy Trump był już żonaty z obecną żoną Melanią. 22-letnia wtedy Rachel Crooks miała przypadkiem spotkać nowojorskiego miliardera w jego wieżowcu Trump Tower na Manhattanie. Kiedy się przedstawiła i zaczęli rozmawiać - powiedziała "NYT" - Trump objął ją i pocałował w usta.
Trzecia kobieta, Mindy McGillivray, powiedziała "Palm Beach Post", że w 2003 r. Trump złapał ją za pośladki w Mar-a-Lago, należącej do jego korporacji posiadłości w West Palm Beach na Florydzie.
Kandydat republikanów do Białego Domu pytany przez "New York Timesa" o dwa pierwsze incydenty odpowiedział, że "to fikcja". Jego rzeczniczka Hope Hicks, zapytana o relację na temat incydentu z Florydy, stwierdziła, że jest "nieprawdziwa".
Po rewelacjach z nagraniami rozmowy Trumpa z 2005 r., podczas której chwalił się, że kobiety "pozwolą mu na wszystko", bo jest "gwiazdą", notowania kandydata w sondażach spadły. Obecnie Hillary Clinton zdecydowanie prowadzi różnicą od 7 do 11 procent.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.