Były członek Rady Państwa PRL Emil Kołodziej nie przyznał się przed sądem do zarzutu przekroczenia uprawnień przez głosowanie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. za uchwaleniem dekretów o stanie wojennym. Sprawę 92-letniego Kołodzieja wyłączono z głównego procesu autorów stanu wojennego.
We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces Kołodzieja, oskarżonego przez pion śledczy IPN w sprawie uchwalenia dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL - bo podczas sesji Sejmu. Grozi za to do 3 lat więzienia.
Sprawę Kołodzieja, z powodu jego choroby, wyłączono we wrześniu 2008 r. z głównego procesu autorów stanu wojennego, który od tego czasu toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. W tamtym procesie, wraz z Wojciechem Jaruzelskim, Czesławem Kiszczakiem i Stanisławem Kanią, odpowiada też inna b. członkini Rady Państwa Eugenia Kempara. Potem okazało się, że stan zdrowia Kołodzieja pozwala jednak na sądzenie go; jego proces ruszył w początkach października br.
"Krótko przed północą 12 grudnia przyjechali do mnie oficerowie wojska i powiedzieli, że mam obowiązek uczestniczyć w nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Państwa" - powiedział we wtorek Kołodziej, który składał wyjaśnienia na siedząco. "Byłem przerażony zaistniałą sytuacją" - dodał. Według niego, posiedzenie Rady zwołano z zaskoczenia i wbrew konstytucji, gdyż właśnie trwała sesja Sejmu.
Kołodziej podkreślił, że obecny na posiedzeniu Rady wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski (był jednym z oskarżonych w głównym procesie; zmarł w br. - PAP) powiedział, że "szkoda czasu na dyskusję nad dekretami, bo stan wojenny jest już wprowadzony i trwa". "Myśmy o tym nie wiedzieli" - dodał oskarżony.
Wyjaśnił, że on sam głosował za zatwierdzeniem dekretów, bo "obawiał się bratobójczych walk i w konsekwencji interwencji wojsk radzieckich". Dodał, że członkowie Rady mieli świadomość, iż trwała wówczas sesja Sejmu, "ale zrobili to w stanie wyższej konieczności". "Zawierzyłem też obecnym na posiedzeniu wybitnym prawnikom, że wprowadzenie stanu wojennego jest zgodne z prawem" - dodał.
Kołodziej przyznał zarazem, że członkowie Rady dziwili się, "dlaczego sprawy wewnętrzne rozwiązuje się za pomocą stanu wojennego, ale odpowiedziano nam, że nie ma regulacji prawnych co do stanu wyjątkowego". "Dopiero później miałem refleksję, że liczba internowanych jest zbyt duża, a rygory zbyt surowe" - dodał.
Pytany przez sędziego Piotra Schaba, czy wie, że pozbawienie wolności jest możliwe na mocy decyzji sądu, a nie decyzji milicji - jak było w przypadku internowanych po 13 grudnia - oskarżony odparł, że wówczas nie miał takiej świadomości.
Składając wyjaśnienia, Kołodziej pomylił daty utworzenia Trybunałów Stanu oraz Konstytucyjnego i urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich, które - według niego - powstały w latach 70. (w rzeczywistości były to lata 80. - PAP).
Proces odroczono do 11 grudnia, kiedy zaczną zeznawać świadkowie (m.in. Kempara oraz inny wyłączony z głównego procesu, ówczesny wiceminister sprawiedliwości Tadeusz Skóra).
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN w Katowicach oskarżył dziewięć osób w sprawie stanu wojennego. Obecnie - po wyłączeniu spraw trzech oskarżonych i śmierci dwojga innych - w tym procesie zostało czworo podsądnych: b. I sekretarz PZPR, b. premier PRL i b. szef MON 86-letni gen Jaruzelski, b. I sekretarz PZPR 82-letni Kania, b. szef MSW 83-letni gen. Kiszczak oraz 79-letnia Kempara.
Jaruzelski, Kania i Kiszczak są oskarżeni o kierowanie lub o udział "w związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL miał przygotowywać stan wojenny (za kierowanie "związkiem zbrojnym" grozi do 10 lat więzienia; za udział w nim - do 8 lat). Odpierając zarzut kierowania takim związkiem jako absurdalny, Jaruzelski ironizował, że oznacza on, iż można być zarazem "i legalną władzą, i nielegalną organizacją". Kania uznaje związek za "twór wirtualny, stworzony przez IPN na polityczne zapotrzebowanie". Wszyscy oskarżeni twierdzą, że nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie "wyższej konieczności" wobec groźby sowieckiej interwencji. W grudniu 1981 r. nie było takiej groźby - replikuje IPN.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.