"Ci, co lamentują dziś i biadają nad zacofaniem Kościoła, który rzekomo nie nadąża za rzeczywistością, muszą się pogodzić z myślą o jałowości tego zajęcia. Wygląda na to, że to, co było do zmiany, czyli sposób przekazywania treści, zmienia się na naszych oczach. Sama treść - przynajmniej za naszego życia - zmieniana raczej nie będzie" - pisze na łamach Newsweeka Szymon Hołownia.
Jak analizuje publicysta, Kościół stara się coraz lepiej tłumaczyć to, co ma do powiedzenia, na współczesny język. W każdym większym polskim mieście jest świetnie zaopatrzona religijna księgarnia, religijne strony internetowe mnożą się jak grzyby po deszczu, poprawiło się sporo w dziedzinie kościelnej muzyki i architektury.
Hołownia podkreśla też, że dziś nie ma już miejsca na brutalne mieszanie się do polityki, a nominacje biskupie - "zaskakujące w schyłkowym okresie pontyfikatu Jana Pawła II" - ostatnio stały się obiecujące. Pyta jednak, dlaczego - choć zmieniło się na lepsze - polski Kościół wchodzi w czas kryzysu. I odpowiada: Powód pierwszy - niektóre z opisanych wyżej zmian, „uczłowieczających" oblicze Kościoła dotyczą miast i większych miejscowości. Po drugie - nawet w wielkich miastach najlepsze religijne książki i najpiękniejsze pieśni nie zastąpią „czynnika ludzkiego", księdza, który nie tylko mówi dobre kazanie, lecz także jest dla lokalnej społeczności punktem odniesienia, modli się i czyta, jest w stanie wychować świeckich, którzy przejmą od niego część odpowiedzialności. Po trzecie - ludzie odchodzą, bo trzeba było tych kilkunastu lat, by uświadomili sobie, że to, co mówi Kościół, to prawdy - choć coraz lepiej zapakowane - nieproste, niełatwe, a bywa, że i bolesne - czytamy.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.