Daj, Boże, by odradzały się tradycje i obyczaj scalający rodziny i wielką rodzinę rodzin – naszą Ojczyznę.
Bo Ciocia miała na imię Tekla. Dla młodszego pokolenia pewnie ciocia-babcia. Ale po kolei... Gdy przychodzę do nich z kolędą, wiem, że na choince będą płonęły prawdziwe, kolorowe, „jak przed wojną” świeczki. Pytam ministrantów, co widzą. Kilka odpowiedzi nie na temat, wreszcie jest prawidłowa: świeczki! Stara choinkowa tradycja. Może i niebezpieczna – ale elektryczne instalacje też mogą spowodować pożar. A świeczka jest żywa. Czasem zatrzeszczy, od czasu do czasu nie wiadomo dlaczego zamigocze, kapie. To nie to samo, co elektroniczny rytm ledowych świecidełek. No i wspomnienia. Pewnie trzeba mieć sześć dekad za sobą, by świeczka na choince budziła sentymentalny rezonans duszy.
Rozmawiamy o tym, o „chłopcach” (dorosłych synach) i w ogóle rodzinie zjeżdżającej na święta. Wigilijna wieczerza, wiadomo. Nie wszędzie wiadomo, co począć ze świątecznym dniem. „Bo wie ksiądz, siadamy wokół stołu, mamy kolędownik cioci Tekli, żeby każdy mógł śpiewać, ile zwrotek jest w kolędzie. – Kolędownik? – pytam. I już przede mną leży domowo-komputerowym staraniem sporządzony całkiem spory zeszyt. Kilkadziesiąt kolęd. Edycje kolędownika chyba ze trzy, najnowsze ozdobione kolorowymi ilustracjami, druk coraz doskonalszy. Do kolędownika jest źródło – książeczka do nabożeństwa z roku 1922, z opinią i aprobatą kościelnego cenzora. „Bo tu jest najwięcej zwrotek” – słyszę wyjaśnienie.
O czym piszę ten komentarz? Nie o świeczkach i nie o starych kantyczkach, choćby w nowej drukarskiej szacie. O potrzebie tradycji. A tradycji, starych kontyczek i kolorowych świeczek na choince potrzebują nie tylko ludzie „tamtej epoki”. To młodzi ożywili stary, rodzinny śpiewnik, to młodzi wymyślili termin „kolędownik”, to młodzi z sympatią przywołali ciocię Teklę – pierwszą posiadaczkę owego modlitewnika. Młodzi z naszej wsi spokojnej i nieco zgnuśniałej wyfrunęli do wielkiego miasta i wielkiego świata. Uniwersytety pokończyli, specjalizacje porobili, pracę (i pewnie pieniądze) mają. A w Boże Narodzenie w rodzinnym domu, gdzie już jeno dwoje młodych-niemłodych rodziców zostało, kolędy śpiewają.
I zastanawiam się: czy dbają o podtrzymywanie tradycji świątecznej, bo wykształceni i zakorzenieni w szerokim świecie, czy na odwrót: mocno weszli w ten szeroki świat, bo wynieśli z domu i nie zatracili po drodze życiodajnych tradycji rodzinnego i świątecznego etosu. Pewnie między oboma kierunkami zachodzi coś w rodzaju dodatniego sprzężenia zwrotnego. To znaczy, że efekt ulega wzmocnieniu i pogłębieniu. A że nie tylko o materialny efekt tu chodzi, a o ludzkiego ducha – to owo wzmocnienie i pogłębienie staje się po prostu radością. Radość dla wszystkich. Dla rodziców – duża satysfakcja. Dla kilkumiesięcznej Łucji pierwsze doświadczenie rodziny w takiej konstelacji i pierwsze doświadczenie świętowania.
I jeszcze jedna opowieść. O świątecznej wigilii. Jak to młodzi (nooo, jeszcze młodzi) sprowadziwszy się do swego nowego domu urządzili wigilijną wieczerzę dla rodziców i bliskich z obu stron. Daleko, ale dojechać łatwo, dom pełen gości. Najmłodsze w łóżeczku, starsza Sara zaaferowana i zaangażowana. Potraw co najmniej dwanaście, z każdej coś trzeba skosztować, „a przynajmniej polizać”. Wszystko w zgodzie z wigilijną tradycją pokoleń. O modlitwie i kolędach nie wspomnę, bo to przecież oczywistość. Słucham relacji młodych dziadków i radość w sercu się budzi. Młodzi z naszych, wiejskich okolic, wykształceni, ze swoim miejscem w życiu zawodowym i społecznym, przeniósłszy się do dużej metropolii i własnego, nowego domu, trwają w wierności świątecznej tradycji. Nie narty w Alpach, nie sylwester w Karpaczu, a tradycyjna, religijna, polska wigilia i Boże Narodzenie. Tradycyjna, religijna, polska – to znaczy w szerokim gronie rodziny.
O dwóch przypadkach opowiedziałem. A bez wątpienia było ich w minione święta więcej, dużo więcej w całej Polsce. I tej nad Wisłą i Odrą, i tej emigracyjnej – choć tam z wielu względów trudniej to zorganizować. Ale też większy głód świętowania. Daj, Boże, by odradzały się tradycje i obyczaj scalający rodziny i wielką rodzinę rodzin – naszą Ojczyznę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.