Proces zmierza do końca. Zostanie zakończony w przeciągu najbliższych dwóch miesięcy i wyrok trafi do Watykanu do zatwierdzenia - mówi ks. Jan Hadalski TChr, rzecznik Chrystusowców.
Łukasz Kasper: Kiedy zapadła decyzja o wszczęciu procesu kanonicznego wobec ks. Romana?
Ks. Jan Hadalski TChr: Nie mam informacji na ten temat.
Pytam o konkretną datę, gdyż nie pojawia się ona w odpowiedzi przełożonego generalnego Towarzystwa Chrystusowego ks. Ryszarda Głowackiego na list abp. Stanisława Gądeckiego.
- Toczy się proces kanoniczny, i dopóki trwa, nic na jego temat nie chcemy ujawniać dla dobra sprawy i zachowania obiektywności. Proces zmierza do końca. Zostanie zakończony w przeciągu najbliższych dwóch miesięcy i wyrok trafi do Watykanu do zatwierdzenia.
Dlaczego zgromadzenie zareagowało na sprawę ks. Romana dopiero po publikacji medialnej?
- To nie jest prawda.
Oświadczenie przełożonego generalnego pojawiło się już po publikacji reportażu w „Gazecie Wyborczej”...
- Ale co mieliśmy wcześniej publikować? Postępowanie kanoniczne się toczy i to od dawna.
Czyli proces został wszczęty wcześniej?
- Oczywiście. Nie jest tak, że został wszczęty w ubiegłym tygodniu. Tak, jak napisał ks. Generał w oświadczeniu: zgodnie z wytycznymi Stolicy Apostolskiej dokumenty zostały wysłane do Watykanu. Przyszła odpowiedź z Kongregacji Nauki Wiary z poleceniem powołania trybunału do rozpatrzenia tej sprawy. Trybunał został powołany i pracuje. Wszystko zmierza do zakończenia postępowania i do wydania wyroku, który zostanie przesłany do zatwierdzenia przez Kongregację Nauki Wiary. Nie jest więc tak, że trybunał został powołany dopiero teraz. Został powołany wcześniej i bez publikacji medialnych sprawa niebawem by się zakończyła.
To prawda, że gdy prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko księdzu, decyzją władz zgromadzenia miał on zostać przeniesiony do pracy w Anglii?
- To nie jest prawda. W tym reportażu jest dużo przekłamań, trochę faktów pomieszanych z manipulacją, zniekształceniem i wprost nieprawdą. Myślę, że pracując w Katolickiej Agencji Informacyjnej wie pan, że decyzja o wysłaniu księdza za granicę nie zapada z dnia na dzień. Nasze zgromadzenie wysyła co roku księży do pracy za granicę, taka jest nasza misja. Takie sprawy decydują się kilka miesięcy wcześniej. W ogłoszeniach duszpasterskich w parafii pojawiła się informacja o przeniesieniu księdza niedługo przed odejściem, ale to nie dlatego, że rozpoczęło się postępowanie prokuratorskie. Wyjazd ks. Romana był zaplanowany kilka miesięcy wcześniej. Nie było tak, że zgromadzenie chroniło ks. Romana w ten sposób, że wiedziało o toczącym się postępowaniu i chciało go ukryć w Anglii.
Zatem w chwili, gdy ks. Roman miał wyjeżdżać, w zgromadzeniu nie wiedziano o tym, że są wobec niego podejrzenia o wykorzystywanie seksualne dziewczynki?
- Absolutnie tak. Naprawdę nic na to nie wskazywało. Jak mówili księża współpracujący z nim na parafii, ks. Roman opiekował się tą dziewczyną, widzieli, że chciał jej pomóc. Widocznie umiał się ukryć. Nie było żadnych niepokojących wskazań, przełożeni nie dostali żadnych sygnałów, aby zareagować. W artykule jest szereg przekłamań, które nie znajdują potwierdzenia w faktach i aktach sprawy sądowej, np. że ona zostawała na noc u ks. Romana wiele razy w pokoju i nikt nie reagował. To jest niemożliwe. Z tego, co wiem, to nie jest prawda.
Dlaczego na etapie postępowania sądowego ks. Roman miał aż dwóch prawników, a dziewczynka żadnego? W zgromadzeniu zastanawiano się nad tym?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Miał prawnika ze zgromadzenia?
- Nie znam sądowych szczegółów tej sprawy.
Nikogo nie zastanowiło, że ksiądz ma pomoc prawną, a dziewczynka, mimo że to ona była ofiarą, jest jej pozbawiona?
- Nie znam szczegółów procesu i nie wiem, czy nie była reprezentowana. W tej sprawie mogę pana odesłać do naszego prawnika.
Przed sądem ks. Roman mówił, że w więzieniu regularnie odwiedzał go przełożony. Tak było?
- Z tego, co wiem, tak. Ale nie przełożony generalny tylko wikariusz generalny. Odwiedzał go, bo jednak ks. Roman był – i nadal jest - w Towarzystwie Chrystusowym. To jest taka chrześcijańska miłość, w sensie pomocy czy spotkania z człowiekiem.
Czy na etapie postępowania sądowego zgromadzenie podjęło decyzję o zawieszeniu ks. Romana w czynnościach kapłańskich lub choćby jakiejś ściślejszej kontroli wobec kapłana?
- Ks. Roman został natychmiast zupełnie zawieszony w tamtym czasie i to zawieszenie trwa do dzisiaj.
Został zawieszony w czasie postępowania sądowego?
- Zaraz po aresztowaniu został zawieszony we wszystkich czynnościach kapłańskich (tzw. suspensa pełna), włącznie z zakazem noszenia stroju duchownego. Po zapadnięciu wyroku ta kara była podtrzymywana aż do czasu wyjścia na wolność.
Pytam dlatego, że w oświadczeniu przełożonego generalnego nie ma konkretnych dat, a mogą one być kluczowe.
- Zawieszenie zostało złagodzone po wyjściu ks. Romana z więzienia. Umożliwiono mu sprawowanie Mszy świętej tylko w kaplicy domu zgromadzenia w Puszczykowie, osobno albo razem ze współbraćmi z domu emerytów. Ks. Roman nie pełni żadnych funkcji duszpasterskich, natomiast może nosić strój duchowny.
Jest dalej w zgromadzeniu?
- Jest w zgromadzeniu, ponieważ proces kanoniczny musi się zakończyć. On się przeciągnął z pewnych powodów, o których w tej chwili nie mogę mówić.
Chodzi o nowe fakty w tej sprawie?
- Nie.
Od kilku lat obowiązują w Kościele w Polsce normy prawne, zarówno Stolicy Apostolskiej, jak i Episkopatu Polski, nakazujące działać zgodnie z zasadą „zero tolerancji dla pedofilii”.
- Sprawa się wydarzyła i toczyła, zanim polskie wytyczne się wykrystalizowały.
Zgromadzenie postępowało w celu jej wyjaśnienia według wewnętrznie opracowanych zasad?
- Choć nie było ścisłych zasad postępowania, to obowiązywała ogólna procedura zgłoszenia do Watykanu [sprawy molestowania seksualnego dokonanego przez duchownego względem osoby małoletniej – KAI]. Ta procedura została zachowana.
Zgodnie z aneksem 1 do obecnie obowiązujących polskich wytycznych, wiedząc o przypadku nadużycia seksualnego, przełożeni duchownego są obowiązani udzielić ofierze pomocy duchowej i psychologicznej, a w razie potrzeby także prawnej.
- Taka pomoc została zaoferowana i jeśli pan chce, może o tym porozmawiać z naszym prawnikiem.
Jak Ksiądz jako członek Towarzystwa Chrystusowego postrzega sprawę ks. Romana?
- Ta sprawa dla nas wszystkich jest bardzo przykra. To było duże zaskoczenie, bo ks. Roman był – tak się wydawało – dobrym duszpasterzem, miał dobry kontakt z młodzieżą. Żeby było jasne: nie chcę bronić pedofila. Tylko, że dopóki jest w zgromadzeniu, nie można go wyrzucić na ulicę. Jego kontakty zewnętrzne zostały zminimalizowane. Po odbyciu kary i wyjściu z więzienia, w sensie prawnym jest wolny. Nie ciążą na nim żadne zarzuty, oprócz toczącego się procesu kanonicznego. Jest to bolesne, ale mamy nadzieję, że się zakończy. Problem jest szerszy. Z jednej strony ewentualne wydalenie ze zgromadzenia i ze stanu kapłańskiego, jeśli taki wyrok zapadnie. Ale co będzie, kiedy on wyjedzie z Puszczykowa? Po wyroku spakuje walizkę, wyjdzie za bramę, i co dalej? Pójdzie szukać pracy, gdzieś zamieszka. To jest problem.
Problemem jest to, czy i jak takiego człowieka należy kontrolować po wyjściu na wolność, aby nie nagabywał więcej małoletnich dziewczynek, a nie to, czy znajdzie pracę, czy nie znajdzie...
- Chodzi właśnie o to, czy ktoś go będzie kontrolował. Nie ma państwowego rejestru, a Kościół nie będzie miał już nad nim żadnej władzy.
Podobno ks. Roman zaczepia w sieci kolejne dziewczynki...
- W reportażu dziennikarka podjęła prowokację. Ta rozmowa jest badana przez przełożonych zgromadzenia.
Jest także częścią postępowania kanonicznego?
- Tak. Została włączona w postępowanie, które się toczy. Rzeczywiście nie został na niego nałożony zakaz korzystania z internetu. Zresztą, inna kwestia, czy byłby skuteczny. Przy dzisiejszych możliwościach technicznych – nie wiem.
Co oznacza sprawa ks. Romana dla Towarzystwa Chrystusowego? Czy takie przypadki jak ks. Romana możliwe są do wykrycia już na etapie formacji seminaryjnej? Jako kapłan prowadził on podwójne życie...
- Przełożeni seminaryjni są wyczuleni w tej materii, jest wiedza i uwrażliwienie na te kwestie, były też szkolenia. Taka sprawa wpływa na posługę naszych współbraci na parafiach. Mają duży kredyt zaufania, pracują z młodzieżą, ale na pewne sprawy patrzy się już bardziej podejrzliwie. Ks. Roman był naprawdę świetnym duszpasterzem, cieszył się dużym zaufaniem proboszcza i współpracowników, ale nic nie wskazywało na to, że prowadzi podwójne życie. Dziś mnie to już nie dziwi tak bardzo. Ze szkoleń, jakie jako rzecznik odbyłem pod okiem m.in. ks. Adama Żaka SJ wiem, że tak właśnie jest. Trudność w wykryciu prawdy o takim człowieku wynika właśnie z faktu, że cieszy się on zaufaniem współbraci, rodziny ofiary, ma z wszystkimi dobre kontakty i dobrą opinię jako duszpasterz. I kiedy pojawia się podejrzenie, bardzo trudno jest w to uwierzyć.
Jest przede wszystkim w tej historii skrzywdzona nastolatka, która odwróciła się od Kościoła, choć wcześniej zaufała.
- Jeśli jest tak, jak opisała to „Gazeta Wyborcza”, to jest to bardzo bolesne. Nie wszystkie jednak fakty podane w reportażu są prawdziwe. Część nie została potwierdzona w akcie oskarżenia i w toku procesu została odrzucona, np. kwestia aborcji. Ale nie mówię tego, aby usprawiedliwiać ks. Romana.
Nie powinno też chyba tak być, aby to media skłaniały Kościół do reakcji na krzywdy, które zdarzyły się w jego łonie?
- Też chciałbym, aby tak nie było. Dla jasności powiem jeszcze raz, że w tej sprawie to nie media spowodowały działania zgromadzenia. Proces toczył się już wcześniej. To, co się zdarzyło, jest przykre i bolesne dla całego zgromadzenia i dla mnie osobiście jako księdza i zakonnika.
Czy zgromadzenie próbowało skontaktować się z dziewczyną, zaoferować jej jakąś pomoc nie wynikającą z zobowiązań prawnych?
- Tej dziewczynie została zaoferowana tzw. chrześcijańska pomoc.
Dziękuję za rozmowę.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.