Reklama

Chodźcie, a zobaczycie

Dzięki nim nikt z nas nie zadawał sobie pytania po co są zakonnice. To było oczywiste.

Reklama

Pejzaż mojego rodzinnego miasta naznaczony był twarzami dwóch zakonnic. Pierwsza, po godzinach spędzonych w salce katechetycznej, przemierzała zaułki, zaglądała do zamieszkałych piwnic i na strychy, wyszukując potrzebujących pomocy. Tak trafiła między innymi do rodzonej siostry mojej matki. Kobieta z dwójką dzieci mieszkała w piwnicy jednej z kamienic w centrum miasta. Na więcej nie mogła liczyć, bo co prawda jej mąż zginął w Oświęcimiu, ale walczył nie w tej formacji, co trzeba. Dlatego pozbawiona była renty kombatanckiej, a na mieszkanie przydzielono jej to właśnie pomieszczenie. Ze względu na specyfikę niesionej pomocy dzieci nazywały ją siostrą Unrą.

Druga pojawiła się na tych samych ulicach na początku lat siedemdziesiątych. Szczupła, zniszczona chorobą, zajmowała się wszystkim, z wyjątkiem własnego zdrowia. Wszystkim, a właściwie osobami chorymi i niepełnosprawnymi. Z myślą o nich gromadziła młodzież, rozsyłała po domach, wreszcie wymyśliła chyba pierwsze w Polsce wakacje dla niepełnosprawnych, zwane wówczas oazami chorych, mimo że z programem oazy nie miały nic wspólnego. Chociaż…. Jeśli oaza prowadzi do podjęcia diakonii na rzecz wspólnoty, to praca w zespole siostry Maury czymś takim była. Zresztą ze środowiska oazowego wywodziła się większość w to dzieło zaangażowanych.

Obie cieszyły się wielkim autorytetem i szacunkiem mieszkańców, bez względu na wyznawaną wiarę i ideologię. Dzięki nim nikt z nas nie zadawał sobie pytania po co są zakonnice. To było oczywiste. Wystarczyło popatrzeć, a nie trzeba było wielkiego wysiłku, by je spotkać. Takie spotkanie zresztą mogło być niebezpieczne. Bo na „Pochwalony” z reguły ta druga odpowiadała: O, dobrze, że cię widzę. Pójdziesz na ulicę Kilińskiego…. Biedny, kto powiedział, że nie ma czasu.

Nie dziwi, że ich przykład pociągał. Dziewczyny garnęły się do sióstr i chciały je naśladować. Chociaż wiem skądinąd, że obydwie dziś wspominane w zakonie łatwego życia nie miały.

Po latach zdarzyło mi się zamieszkać z siostrami na jednym podwórku. Dom wikariuszy tętnił życiem. Po przekątnej , z drugiej strony ogrodu, cisza. Drzwi szczelnie zamknięte. Jak już dziewczyna przyszła, to pięć minut, na ławeczce przed domem, bo klauzura, a siostry zajęte. Przyjechała kiedyś matka generalna i płacze. Co roku chłopak jakiś z tej parafii do seminarium idzie, a dziewczyna do zakonu żadna. Niech księża trochę popracują nad żeńskimi powołaniami. Bo widzi matka – odpowiadamy – jak chłopak chce zobaczyć, na czym życie księdza polega, to nie ma problemu. Kościół, konfesjonał, salka, boisko, dom otworem stojący, wspólne wyjazdy… A dziewczyna nie ma szansy zobaczyć, jak siostry żyją, bo dom jest twierdzą nie do zdobycia. Obiecała zwrócić uwagę, ale chyba nic z tego nie wyszło.

Można narzekać na kampanię antykościelną i antyzakonną, płakać nad kryzysem rodziny i wizerunku kobiety (nie tylko konsekrowanej), i… nic to nie zmieni. Dalej będziemy notować spadki i patrzeć na kolejne, zamykane domy. Aż się ktoś obudzi i odkryje, że wszystko zaczyna się od tego prostego dialogu:
- Mistrzu, gdzie mieszkasz?
- Chodźcie, a zobaczycie.
 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
wiecej »