Ogólnokrajowy „Marsz dla życia” w Waszyngtonie poprzedzi w tym roku specjalny wiec. Wydarzenie przygotowywane przez organizacje pro life zostało objęte jednak „restrykcjami bezpieczeństwa”.
Do minimum ograniczono liczbę uczestników wiecu i zakazano im palenia świec, symbolizujących nienarodzone dzieci. Wiec odbędzie się 21 stycznia, w przededniu rocznicy zalegalizowania w USA aborcji.
Po raz pierwszy w historii „Marszu dla życia” organizatorzy zaplanowali wiec po przeciwnej stronie ulicy Białego Domu. Postanowiono tak nie dlatego że Barack Obama jest pierwszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych popierającym aborcje, ale by manifestujący byli widoczni z Białego Domu. Pierwotnym miejscem marszu był plac mieszczący się pomiędzy Białym Domem a obeliskiem Waszyngtona zauważalny z okien prezydenta. Z biegiem lat, ze względu na remonty ulic, miejsce marszu zostało zmienione, tak, że stało się niewidoczne z Białego Domu.
„W czasach Georga Busha byliśmy zapraszani do Białego Domu na śniadanie przed rozpoczęciem marszu” – powiedziała Nellie Gray, jedna z głównych organizatorek. Podała ona również, że jak dotąd nie potwierdzono, czy prezydent będzie przebywał w Waszyngtonie podczas marszu.
Choć, podobnie jak w latach ubiegłych do stolicy kraju przyjadą dziesiątki tysięcy protestujących, liczba osób biorących udział w wiecu wynosić będzie 3 tysiące, gdyż tylko na tyle pozwoliły władze. Uczestnikom zabroniono również zapalania w miejscu wiecu świec. Jak twierdzą władze – zagraża to bezpieczeństwu, a kapiący wosk może spowodować zanieczyszczenia. Stąd wiecujący trzymać będą w rękach zapalone latarki. Nellie Gray powiedziała: „Potrzebujemy światła, aby widzieć się nawzajem, ale uważamy także, że prezydent potrzebuje zobaczyć światło z okien swojego domu”.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.