Co najmniej czterech cywilów zginęło, a dwóch zostało rannych w czasie ataku sił federalnych na bazę islamskich rebeliantów w rejonie rzeki Sunża na terytorium Inguszetii.
Do tragedii tej doszło podczas operacji przeciwko bojownikom dowodzonym przez lidera północnokaukaskich rebeliantów Doku Umarowa. Operację tę na pograniczu Inguszetii i Czeczenii w miniony czwartek i piątek prowadziły oddziały specjalne MSW i FSB Rosji.
W strefie walk, w toku których strona rosyjska użyła śmigłowców bojowych i artylerii, przypadkowo znalazło się około 80 mieszkańców okolicznych wiosek. Zbierali oni w tamtejszych lasach czeremszę, czyli dziki czosnek.
Według inguskich władz, około 70 osób zdołano ewakuować, jednak śmierć poniosło czterech cywilów. Stowarzyszenie Memoriał, organizacja pozarządowa broniąca praw człowieka, nie wyklucza, że ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej jest tam więcej.
Strona rosyjska utrzymuje, że rebelianci używali cywilów jako "żywych tarcz" - pod ich osłoną próbowali wydostać się z okrążenia.
Prezydent Inguszetii Junus-Bek Jewkurow poinformował, że w wyniku operacji zlikwidowano 18 bojowników. Część z nich już zidentyfikowano. Nie ma wśród nich Umarowa.
Od 19 stycznia w Czeczenii i Inguszetii trwa obława na Umarowa. Kieruje nią najbliższy współpracownik czeczeńskiego prezydenta Ramzana Kadyrowa - deputowany do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, Adam Delimchanow.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.