Szkodzą rodzinie, podważają władzę rodziców, dają urzędnikom narzędzia do inwigilacji normalnych rodzin. A wszystko pod szczytnymi hasłami obrony dzieci. Takie nowe przepisy przygotowali posłowie z sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Politycy nie zwracają uwagi na to, że literatura naukowa z nurtu psychologii behawioralnej dopuszcza stosowanie klapsów w wychowaniu. Absolutny zakaz ich stosowania wiąże się podejściem ideologicznym, a nie naukowym. Według prof. Zolla, cały zapis o zakazie kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i poniżania jest zbędny, bo w polskim prawie istnieje paragraf 207 kodeksu karnego, który zakazuje „znęcania się”. – Chciałbym wiedzieć, zanim zmienimy prawo, dlaczego ten przepis jest niewystarczający. Przyczyny tego stanu rzeczy nie zostały zdiagnozowane. Obawiam się, że jeśli wprowadzimy ten nowy przepis, a potem kolejny nowy, to one dalej będą tak samo nieskuteczne – mówi.
Błąd w założeniu
Organizacje broniące praw rodzin widzą też zagrożenie w tym, że projekt rozszerza prawo do odbierania z rodzin dzieci na pracowników socjalnych. Dziś mogą to robić tylko policjanci. Według projektu, pracownik socjalny będzie mógł zabrać dziecko w razie zagrożenia jego życia lub zdrowia. To, czy zdrowie dziecka rzeczywiście jest zagrożone, pracownik socjalny oceni sam. Dopiero później jego decyzję potwierdzi lub zakwestionuje sąd. Czy nie będzie podejmował decyzji pochopnie? Czy odebrane dziecko nie przeżyje traumy? Według Adama Śnieżka pracownicy socjalni w Polsce nie są przygotowani do podejmowania takich decyzji. – Ten zapis został już złagodzony przez przyjęcie poprawki posłów PiS, żeby pracownik socjalny po odebraniu dziecka, w pierwszej kolejności oddawał go pod opiekę bliskich krewnych – uspokaja minister Fedak.
Przeciwnicy ustawy krytykują też wprowadzanie zespołów interdyscyplinarnych, które mają powstać w każdej gminie. Będą obdarzone ogromnymi uprawnieniami do inwigilacji rodzin. Bez naszej wiedzy będą nam mogły założyć „niebieską kartę” już po jednym, bezpodstawnym donosie sąsiada.
Rząd tłumaczy konieczność zmian w prawie tym, że zjawisko przemocy w Polsce rośnie. Skąd rząd to wie? Okazuje się, że wcale nie z analizy dokumentacji sądów, policji, placówek pomocy społecznej, tylko z badań opinii społecznej OBOP. 44 proc. badanych powiedziało ankieterom, że zna przynajmniej jedną rodzinę, o której wie, że dochodzi w niej do przemocy wobec dzieci. – Myślę, że bierze się to stąd, że w mediach są mocno nagłaśniane przypadki przemocy w rodzinie, ale kiedy przychodzi wskazać konkretną rodzinę w pobliżu, to jest to wielkość rzędu 6 proc. badanych – mówił na posiedzeniu Komisji Polityki Społecznej i Rodziny poseł PiS Adam Śnieżek. – 44 proc. nie jest liczbą rodzin, w których dochodzi do przemocy. Nie można pochopnie manipulować wynikami badań, tak je przedstawiać, żeby postawić tezę, że połowa polskich rodzin jest dotknięta zjawiskiem przemocy w rodzinie – mówił. Większość polityków przyjęło jednak bezkrytycznie, że Polacy coraz bardziej maltretują swoje dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.