Jeśli ktoś ogląda tylko wiadomości TVP, mógłby pomyśleć, że żyjemy w najlepszym od dawna okresie dla Polski. Najśmieszniejsze jest to, że to samo 2,5 roku temu mówił Bronisław Komorowski. Czyżby obie strony miały rację?
Trudno zapomnieć mapę, na tle której stał kilka lat temu Donald Tusk. Polska jaśniała na niej na zielono pośród pokolorowanych na czerwono sąsiadów. To wtedy został ukuty termin „zielona wyspa”, który miał opisywać nasz kraj jako wyspę wzrostu gospodarczego w morzu kryzysu. Ten właśnie obraz przychodzi na myśl, kiedy ogląda się obecnie telewizję publiczną, w której co chwila premier lub jakiś minister chwali się dobrymi wynikami polskiej gospodarki. Co najciekawsze, oba obrazy są w dużym stopniu prawdziwe.
Agencja Moody’s właśnie podniosła prognozy wzrostu polskiego PKB. Jednocześnie informuje ona nas, że obniżyła nasze prognozy dotyczące deficytu finansów publicznych i długu publicznego. Do tego dochodzą informacje o awansie Polski pod względem wsparcia z Planu Junckera na piąte miejsce i że wyprzedziliśmy Wielką Brytanię. Na polskie inwestycje ma popłynąć prawie 13 miliardów złotych. Jeśli dodamy do tego informacje o wciąż wzrastających zarobkach Polaków i notującym kolejne rekordy niskości bezrobociu, można by pomyśleć, że Polska staje się krajem mlekiem i miodem płynącym.
Skoro więc jest tak dobrze, to dlaczego wciąż Polacy nie czują się najlepiej? Może dzieje się tak z powodu wciąż relatywnie małych zarobków Polaków. Niemcy zarabiają od nas 4 razy więcej a tacy Duńczycy nawet 6 razy więcej. Ale uwaga. Fakt naszego szybkiego wzrostu gospodarczego może wynikać właśnie z naszej biedy. I nie jest to tylko efekt polskiej wyjątkowości, ale możliwe do przewidzenia zjawisko ekonomiczne. W końcu szybki rozwój w ostatnich latach dotyczy nie tylko Polski, ale i Czech, Węgier, Słowacji, Rumunii i krajów Bałtyckich. A obywatele tych krajów również mogą narzekać na niskie zarobki.
Dlaczego się zdarza, że biedne narody rozwijają się szybciej od bogatych? Jedna rzecz, że z niskiego poziomu łatwiej przyśpieszyć niż z poziomu wysokiego. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego. Często się zdarza, że biedne państwa nie tylko doganiają bogate, ale i je przeganiają. Można to wytłumaczyć wchodząc na poziom psychologiczny. Biedny ma dwie przewagi nad bogatym. Raz, że jest bardziej skłonny do ryzyka, bo ma mniej do stracenia. A skłonność do ryzyka jest jednym z podstawowych warunków sukcesu. Dwa, że biedny jest bardziej zdeterminowany do działania, gdyż chce mieć to, co bogaty już ma.
W filmie „Powrót do przyszłości” jest taka scena, gdzie bohater z lat 50-tych podważa wartość elektroniki japońskiej, na co bohater z lat 80-tych stwierdza, że to właśnie Japończycy tworzą najlepszy sprzęt. Podobny dysonans poznawczy mogły przeżyć osoby, które pamiętają lata 90-te. Jeszcze 20 lat temu produkt Made in China kojarzył się z tanim, plastikowym badziewiem, psującym się po miesiącu. Dzisiaj pod salonem Xiaomi, chińskiego producenta komórek, ustawiają się tłumy Polaków.
Jeśli komuś nie wystarczają argumenty psychologiczne albo historyczne, można posłużyć się argumentami biblijnymi. Pan Jezus powiedział, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi. To, że Chińczycy czy Koreańczycy byli długo w tyle za Francuzami czy Brytyjczykami, nie oznacza, że role nie mogą się odwrócić. Lata wyrzeczeń, niskich zarobków, długich godzin spędzonych w pracy, skręcania zachodnich zabawek czy pędu do edukacji zrobiły swoje. Dzisiaj miliardy ludzi posługują się smartfonami Samsunga czy Huaweia. Czy ktoś zna brytyjskie lub francuskie marki smartfonów?
Myśląc o drodze Japonii, Korei czy Chin do bogactwa, czy nie przechodzi nam na myśl polski pracoholizm, polski pęd do wiedzy czy Polacy skręcający zachodni sprzęt? Czy Polskę i cały nasz region stać na powtórzenie sukcesu azjatyckiego? Mało kto w to dziś wierzy. Ale większość Polaków czy Węgrów w końcu otrząsnęła się z bezrefleksyjnego zachwytu nad Europą zachodnią. Może więc w końcu uwierzymy w siebie w naszym, środkowoeuropejskim zakątku świata. Pomyślmy, jaką satysfakcję muszą czuć Azjaci, kiedy wykupują Europejczykom ich fabryki i ich ulubione kluby piłkarskie. Czy taka satysfakcja, np. wobec Niemców, nie powinna w przyszłości być udziałem rodzących się dzisiaj małych Polaków, Czechów czy Rumunów?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.