Krakowski sąd skazał w czwartek trzech mężczyzn, oskarżonych o kradzież napisu z muzeum w Auschwitz, na kary od półtora roku do 2 lat i 6 miesięcy więzienia oraz nawiązki po 10 tys. zł. Na wniosek oskarżonych, którzy przyznali się do winy, wyrok zapadł bez przeprowadzania przewodu sądowego.
Na wniosek oskarżonych, którzy przyznali się do winy, wyrok zapadł bez przeprowadzania przewodu sądowego. Po ogłoszeniu wyroku sąd zwolnił oskarżonych z aresztu.
Prokuratura oskarżyła dwóch braci Radosława M. i Łukasza M. oraz Pawła S. o to, że w nocy z 17 na 18 grudnia 2009 roku uczestniczyli w kradzieży napisu "Arbeit macht frei", znajdującego się nad bramą prowadzącą na teren byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau i stanowiącego dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury oraz wpisanego na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Sprawcy uszkodzili napis poprzez pocięcie go na części.
Mężczyźni w śledztwie przyznali się do stawianych im zarzutów; wszyscy wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Wnioski te znalazły się w skierowanym do sądu akcie oskarżenia. W czwartek sąd przychylił się do nich i wydał wyrok na posiedzeniu bez przeprowadzania rozprawy.
Podczas posiedzenia oskarżeni ponownie przyznali się do winy i wyrazili skruchę. "Żałuję tego, co zrobiłem, nie było to moim pomysłem" - powiedział Paweł S. Żal i wstyd wyraził także Radosław M., podobnie jak jego brat Łukasz.
Sąd skazał Pawła S., który podczas kradzieży pełnił rolę kierowcy, na półtora roku pozbawienia wolności. Łukasz M. został skazany na karę dwóch lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności, a jego brat Radosław, u którego znaleziono także amfetaminę - na dwa i pół roku pozbawienia wolności.
Wszyscy będą także musieli zapłacić po 10 tys. zł nawiązki na cele związane z ochroną zabytków. Sąd zadecydował, że pieniądze zostaną przekazane na Fundację Muzeum Auschwitz-Birkenau. Sprawcy kradzieży zapłacą także po tysiąc złotych jako częściowy zwrot kosztów postępowania.
Sąd w całości podzielił argumentację prokuratury. Uznał, że wina oskarżonych nie budzi wątpliwości, a całość zebranego materiału dowodowego wskazuje zarówno na to, kto dokonał kradzieży, jak i to, kto był jej inicjatorem.
Podkreślił, że pomysł kradzieży napisu zrodził się w 2009 roku bez udziału oskarżonych. Podejrzany Marcin A. skontaktował się z Andrzejem S., proponując mu udział w kradzieży napisu. Ten z kolei zaangażował Pawła S., który wskazał Łukasza M., a po porozumieniu z nim - także jego brata Radosława. Do podziału było 20 tys. zł. Każdy z uczestników kradzieży miał dostać 5 tys. zł.
Złodzieje, tak jak ustaliła prokuratura, przyjechali do muzeum w Auschwitz 17 grudnia. Ok. godz. 20 usiłowali ukraść napis, zorientowali się jednak, że nie mają odpowiednich narzędzi. Pojechali do hipermarketu w Tychach, tam kupili piłki do metalu, brzeszczoty i klucze. Pod napis wrócili ok. godz. 24, dwie śruby podkręcili, dwie same się zerwały. Na miejscu zostawili literkę "i". Napis przewieźli do Czernikowa, potem ukryli pod śniegiem i tekturami na opuszczonej posesji.
Sąd wziął pod uwagę zarówno okoliczności łagodzące, jak i obciążające. Za łagodzące przyjął m.in. to, że oskarżeni przyznali się do winy i złożyli wyjaśnienia. Za obciążające - charakter naruszonego dobra, fakt, iż napis jest autentycznym symbolem b. hitlerowskiego obozu zagłady i miejsca międzynarodowej martyrologii. Uznał także, że oskarżeni mieli na tyle wystarczające wykształcenie i doświadczenie życiowe, by zdawać sobie sprawę ze znaczenia kradzionego napisu.
Wyrok jest nieprawomocny. Na wniosek oskarżonych i ich obrońców sąd zwolnił ich z aresztu. Uznał, że skoro wyrok został wydany, a oskarżeni mają stałe miejsca zamieszkania, nie istnieją obawa matactwa ani ukrywania się przed wymiarem sprawiedliwości. Wszyscy oskarżeni prosili o zwolnienie, powołując się na trudne sytuacje rodzinne: choroba matki, planowany ślub, narodziny dziecka.
Aktem oskarżenia nie zostali objęci pozostali podejrzani - Andrzej S. i Marcin A. Obaj, w przeciwieństwie do trójki pozostałych, kontaktowali się z podejrzanym o zlecenie kradzieży Szwedem Andersem Hoegstroemem. Prokuratura uznała, że bez przesłuchania Szweda materiał dowodowy przeciwko nim będzie niepełny. Dlatego decyzje w ich sprawie zapadną po przesłuchaniu Szweda, kiedy zostanie on sprowadzony do Polski.
"Jestem bardzo usatysfakcjonowany wyrokiem" - powiedział dziennikarzom prowadzący śledztwo w tej sprawie prok. Piotr Kosmaty. Podkreślił, iż zapadł on dokładnie w trzy miesiące po dokonaniu kradzieży. Pytany o przyczyny tak szybkiego zakończenia śledztwa wskazał drobiazgowe, pracochłonne działania organów ścigania oraz biegłych, wydających ekspertyzy w sprawie.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.