Sposób przeprowadzenia poniedziałkowych zamachów w moskiewskim metrze może świadczyć o tym, że stoją za nimi organizacje zakaukaskie czy separatyści czeczeńscy - uważa ekspert z zakresu terroryzmu Krzysztof Liedel.
"Sądzę, że w pierwszej kolejności rosyjskie służby specjalne skierują oskarżenia na separatystów rosyjskich. Wskazywać na nich może to, że był to prawdopodobnie atak samobójczy, bombowy, skoordynowany w czasie. To jest metoda charakterystyczna dla światowego dżihadu, a więc terroryzmu islamistycznego związanego z różnego rodzaju organizacjami fundamentalistycznymi" - podkreślił Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas - PAP.
Jak dodał, w przypadku Rosji największe zagrożenie tego typu terroryzmem pochodzi "od różnego rodzaju organizacji zakaukaskich czy separatystów czeczeńskich".
"Metro jest chętnie wybierane przez terrorystów jako cel ataku. Można w nim bowiem przeprowadzić spektakularny, obliczony na dużą liczbę ofiar, atak. W godzinach szczytu w moskiewskim metrze może być nawet kilkadziesiąt, jak nie kilkaset, tysięcy ludzi" - dodał Liedel. Jak podkreślił, w przypadku małych przestrzeni i dużej liczby osób nawet niewielka ilość materiału wybuchowego doprowadza do wielu ofiar i rannych.
Przyznał, że zamachom samobójczym bardzo trudno zapobiec, chyba że uda się to zrobić na etapie przygotowań. "Są metody polegające na wychwytywaniu w tłumie osób, które mogą stanowić zagrożenie. W takich przypadkach stosuje się różne techniki behawioralne, a aresztowania przeprowadza się np. przy pomocy tzw. izraelskich trójek: trzech funkcjonariuszy, z których dwóch obezwładnia ręce terroryście, a trzeci do niego strzela. Jest to jednak bardzo skomplikowane" - zaznaczył ekspert.
Jak dodał, nie można wykluczyć, że zamachowcy przeprowadzą kolejny atak w Moskwie. Dodał, że teraz będzie to jednak zdecydowanie trudniejsze.
W poniedziałek rano doszło do dwóch eksplozji w moskiewskim metrze. Zginęło w nich - według wstępnych informacji - ok. 40 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.