Nielegalni bukmacherzy, którzy wynieśli się po zmianie przepisów, znów oferują swoje usługi - podaje w piątek "Rzeczpospolita".
1 kwietnia 2017 r. miał być dniem przełomu. To wtedy weszła w życie nowelizacja ustawy hazardowej. Ministerstwo Finansów uruchomiło rejestr domen bukmacherów, którzy działają w Polsce bez wymaganej licencji. Kilka miesięcy później zablokowało ich strony internetowe, a banki wstrzymały wypłaty od takich bukmacherów dla polskich graczy. W efekcie nielegalni operatorzy zaczęli wycofywać się z naszego rynku, który jest wart 7-8 mld zł - podaje gazeta.
Udział szarej strefy spadł z 90 do 60 proc. Podatek od gier, wypracowany przez siedem działających legalnie firm bukmacherskich, podskoczył z 200 mln do niemal 400 mln zł pod koniec zeszłego roku - czytamy w "Rz".
Radość w MF nie trwała zbyt długo. "Coraz więcej nielegalnych operatorów wraca na nasz rynek. Dochodzą do nas sygnały, że te podmioty korzystają z archiwalnych baz danych, dzwoniąc do byłych klientów, oferując swoje usługi i instruując, jak można ominąć blokady wprowadzone przez prawo" - powiedział "Rz" Łukasz Borkowski ze Stowarzyszenia Graj Legalnie.
Walka z nimi jest trudna, bo nieustannie zmieniają lub tylko modyfikują nazwy domen (np. o jedną literę lub cyfrę) - informuje dziennik.
"Mimo blokowania IP i płatności nadal jest dużo podmiotów, które nie mają zezwolenia Ministerstwa Finansów, a tym samym nie mogą legalnie oferować swoich usług. Działają bardzo skutecznie, pracując z olbrzymimi bazami graczy, które zbudowały wcześniej. W ostatnim czasie obserwujemy ich wzmożoną aktywność" - powiedział gazecie Adam Lamentowski, prezes Totolotka.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.