Słowa nie wystarczą. Trzeba zaoferować konkretne powitanie.
Ciągnąca się od niemalże dwóch tygodni blokada statku włoskiej straży przybrzeżnej Diciotti doczekała się szczęśliwego zakończenia. Ale zanim do tego doszło rozpętała się burza. Z jednej strony twarde stanowisko, jakie zajął obecny wicepremier i zarazem minister spraw wewnętrznych Włoch, Matteo Salvini, z drugiej fala krytyki i protestów, jakie przetoczyły się przez media i przeniosły na ulice.
Stanowisko lidera Ligi Północy znane było od miesięcy. Na niechęci do migrantów zbudował swój program wyborczy, proponując to samo, co wszyscy populiści jego pokroju: Włochy dla Włochów. Od dłuższego czasu prowadził zakrojoną na szeroką skalę akcję, mającą na celu zdyskredytowanie ratujących na morzu organizacji humanitarnych. Gdy doszedł do władzy pierwszym efektem realizowanych zapowiedzi wyborczych była najpierw odyseja Aquariusa, teraz statku Diciotti.
Ten ostatni najpierw zawinął na Lampedusę. W porcie na okoliczność jego przybycia ułożono z kwiatów i świateł napis: „Lampedusa è sempre aperta”. Na brzegu czekał niestrudzony doktor Pietro Bartolo. Przyjęto dziewięć osób, których życie było zagrożone i statek popłynął dalej, do Katanii na Sycylii. Tu zaczęły się problemy.
Warto zauważyć reakcję włoskiej opinii publicznej. Wielokrotnie podkreślano, że dla osiągnięcia celu, jakim było wymuszenie na Unii Europejskiej rozwiązania problemu relokacji uchodźców, nie można szafować życiem ludzkim. Nie można też wykorzystywać tej sytuacji dla budowania wizerunku człowieka silnego przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Co ciekawe, efekt tego wykorzystania był odwrotny do zamierzonego. Nie tak dawno w Rzymie odbyła się promocja książki: „Matteo Salvini il ministro della paura”, autorstwa Antonello Caporale. Przybyło na nią wiele osobistości ze świata polityki i kultury, a tytuł szybko zyskał popularność w Sieci.
W szczytowym momencie kryzysu zażądano od Salviniego, by podał się do natychmiastowej dymisji, grożąc mu sądem i postawieniem zarzutów za: łamanie konstytucji, podjęcie działań grożących życiu ludzkiemu i nadużycie władzy przez zmuszanie do działań niezgodnych z prawem. Za te czyny włoskie prawo przewiduje 10 lat pozbawienia wolności. Przysłowiowej oliwy do ognia dolała głodówka, rozpoczęta na statku przez część migrantów. Wiadomość o niej szybko przedostała się do mediów między innymi za sprawą biorącej udział w protestach dziennikarki RAI i współpracowniczki doktora Bartolo Lidii Tilloty.
W takim klimacie do negocjacji włączyła się konferencja episkopatu. Z jej ramienia uczestniczył w nich między innymi odpowiedzialny za komunikację ks. Ivo Maffeis. W sobotę, gdy ogłoszono ich zakończenie, wskazał w wywiadzie dla dziennika La Stampa nie tylko na związane z nimi trudności. Bardziej chodziło o pokazanie motywów, dla których biskupi włączyli się do mediacji. „Chcieliśmy – powiedział – być solidarni nie tylko w słowach, ale także zaoferować konkretne powitanie.”
Konkret to przyjęcie dwóch grup po dwadzieścia osób przez Albanię i Irlandię, stu osób przez Movimento per un Mondo Migliore, wreszcie kilkunastu z nich przez diecezję Ascoli Piceno. Na tę ostatnią warto zwrócić uwagę z kilku powodów. Jej ordynariusz, biskup Giovanni D’Ercole, od dawna jest zaangażowany w rozwiązywanie problemu migrantów. I choć głośno o tym zrobiło się przy okazji pewnego konfliktu (natychmiast wykorzystanego politycznie przez Ruch Pięciu Gwiazd), przybyszów ze Wschodu i Afryki od kilku już lat można spotkać na ulicach tego uroczego miasta (podobno najpiękniejszy rynek we Włoszech – tak przynajmniej twierdzi mąż mojej chrześniaczki), a ich obecność nie jest postrzegana jako zagrożenie. Przy okazji warto dodać, że ksiądz biskup ma nie tylko swój własny program, nadawany w RAI 2 w każdą sobotę. Gdy w sierpniu 2016 roku trzęsienie ziemi zniszczyło leżącą na terenie jego diecezji Pescarę del Tronto, ksiądz biskup już po kilkudziesięciu minutach, w kasku na głowie, obecny był wśród ratowników, niosąc pomoc i pociechę. Być może właśnie dzięki takiej postawie łatwiej jest mu przekonać diecezjan do realizacji innych programów, w tym także do przyjęcia migrantów.
Są oczywiście we Włoszech (i nie tylko) głosy, by wyłowionych z morza odsyłać do Libii. Do tego wątku nawiązał Franciszek w rozmowie z dziennikarzami, gdy wracał z Irlandii. Mówił o filmie, jaki w ukryciu nakręcono, by pokazać dalsze losy wracających. Kilka ujęć wczoraj opublikował włoski dziennik katolicki Avvenire. Warto zajrzeć. Choć ostrzegam – zdjęcia drastyczne.
Podsumowaniem niech będzie wczorajszy wpis na Twitterze Enzo Bianchi. Stary mnich napisał:
"Przynależność do narodu, religii,
— W.Lewandowski ن (@LewandowskiW) 28 sierpnia 2018
społeczności i kultury
jest nie tylko uzasadniona, także może być obowiązkiem.
Jednak nigdy nie może przeciwstawiać się
przynależności do rodziny ludzkiej.
Mimo różnic wszyscy jesteśmy braćmi
i mamy tę samą godność." https://t.co/y00M5axV7u
PS.
Wiadomość z ostatniej chwili. Migranci ze statku Diciotti są już w Rocca di Papa. Jak zauważył koordynujący ich przewóz Agnelo Chiorazzo, założyciel wspólnoty Auxilium, byli odwodnieni i niedożywieni, ale w ich oczach widać było nadzieję. A gdy usłyszeli: "Jesteście gośćmi Kościoła włoskiego i papieża Franciszka", rozległy się brawa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.