Kanclerz Niemiec Angela Merkel przyznała w poniedziałek, że w dającej się przewidzieć przyszłości zapowiadane wcześniej cięcia podatkowe "będą nie do przeprowadzenia".
Jest to konsekwencją niedzielnych wyborów regionalnych w najludniejszym, 18-milionowym landzie Niemiec, Nadrenii Północnej-Westfalii, po których chadecy i liberałowie stracili większość w parlamencie krajowym (landtagu). Oznacza to, że rządząca na szczeblu federalnym koalicja CDU/CSU i FDP utraci większość w drugiej izbie niemieckiego parlamentu, Bundesracie, co utrudni przeprowadzenie ważnych ustaw.
Jak powiedziała Merkel na konferencji prasowej w Berlinie, chadecja poniosła w Nadrenii Północnej-Westfalii "bolesną porażkę".
"Nie udało się osiągnąć celu, jakim było kontynuacja rządów koalicji chadecko-liberalnej" - dodała.
Merkel przyznała, że wpływ na tak niekorzystny wynik wyborów miała praca kierowanego przez nią federalnego rządu Niemiec w pierwszych miesiącach po wyborach do Bundestagu jesienią 2009 roku. Ze strony rządu chadecji i liberalnej FDP "nie było wiatru w żagle, a raczej wiatr przeciwny" - powiedziała kanclerz Niemiec.
"Wielu dyskusji można było uniknąć - dodała. - W wielu sprawach pojawiło się zbyt wiele sprzeczności, być może też zbyt mocno koncentrowano się na sprawie obniżek podatków".
"Dlatego teraz chadecko-liberalna koalicja w Berlinie musi wyraźnie wyznaczyć priorytety, co oznacza po pierwsze, że obniżenie podatków nie będą do przeprowadzenia w dającym się przewidzieć czasie" - oświadczyła Merkel.
Jak sprecyzowała, cięcia podatkowe, które stanowiły centralny punkt programów wyborczych CDU/CSU i FDP w zeszłorocznej kampanii wyborczej, nie będą możliwe przynajmniej przez 2011 i 2012 r.
W umowie koalicyjnej między blokiem chadeckim a liberałami zapowiadano odciążenia podatkowe na kwotę do 24 mld euro. Eksperci i opozycja krytykowali te zamierzenia, ze względu na trudną sytuację niemieckiego budżetu.
Według Merkel w nadchodzących tygodniach pierwszeństwo musi mieć konsolidacja budżetu państwa. Ważnym zadaniem do wypełnienia pozostaje również regulacja rynków finansowych i przeciwdziałanie spekulacjom, osłabiającym euro.
Wstępne wyniki niedzielnych wyborów w Nadrenii Północnej-Westfalii wskazują, że minimalnie wygrała je CDU, uzyskując 34,6 proc. głosów (o 10,2 punktu procentowego mniej niż w 2005 roku).
SPD zdobyła 34,5 proc., tylko o 0,1 punktu procentowego, czyli 6200 głosów mniej od chadeków. Żadna z tych dwóch dużych partii nie ma jednak wystarczającej liczby mandatów, by utworzyć koalicję z mniejszym partnerem: Zielonymi albo liberalną FDP.
Według przewodniczącej socjaldemokracji w regionie Hannelore Kraft CDU i SPD będą mieć równą liczbę mandatów w landtagu, dlatego socjaldemokracja rości sobie prawo do inicjatywy w sprawie powołania nowej koalicji. "Utworzenie nowego rządu będzie możliwe tylko z udziałem SPD" - oświadczyła na konferencji prasowej.
Zapowiedziała podjęcie w pierwszej kolejności rozmów z Zielonymi, którzy zdobyli w wyborach 12,1 proc. głosów. Aby utworzyć stabilny rząd obie partie musiałyby dokooptować FDP albo izolowaną postkomunistyczną Lewicę.
SPD gotowa jest również do negocjacji z chadekami w sprawie utworzenia wielkiej koalicji w landzie. Jak zasygnalizowała Kraft, socjaldemokraci nie zgodzą się jednak, na czele rządu landu pozostał dotychczasowy premier, chadek Juergen Ruettgers.
Niemieccy komentatorzy są zgodni, że wyborcy w Nadrenii Północnej-Westfalii dali wyraz swemu niezadowoleniu z potknięć chadecko-liberalnego rządu Merkel. Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisze w poniedziałek, że "czarno-żółta (od barw partii - PAP) koalicja na szczeblu federalnym jest do niczego".
"Wielkie oczekiwania społeczeństwa wobec nowego rządu przerodziły się w wielkie rozczarowanie. Czarno-żółta smuta przekłada się na landy. Najpierw dotknęła Nadrenię Północną-Westfalię"" - pisze "SZ". Komentator dziennika winą za tę sytuację obarcza szefa FDP, wicekanclerza Guido Westerwellego. "FDP jest wciąż tam, gdzie była 20 lat temu" - pisze.
Dziennik "Financial Times Deutschland" ocenia, że błędem byłoby określać wynik niedzielnych wyborów "rachunkiem dla rządu federalnego". "Rachunek jest dowodem za wykonanie czegoś, tymczasem kanclerz Angela Merkel nie miała się czym wykazać w minionym półroczu. Niemal zaprzestała rządzenia, by nie wystraszyć niczym wyborców" - pisze "FTD". I dodaje, że taka taktyka się nie opłaciła.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.