Francuski rząd w 2019 r. nie wprowadzi zapowiadanej wcześniej i zawieszonej na pół roku podwyżki akcyzy na paliwo, przeciw której od ponad trzech tygodni trwają masowe protesty. W środę deputowanych poinformował o tym premier Edouard Philippe.
Jest to krok w celu zażegnania kryzysu wywołanego demonstracjami ruchu tzw. żółtych kamizelek; ich trwające od 17 listopada protesty niejednokrotnie przeradzały się w rozruchy.
Zgodnie z początkowymi planami rządu wysokość podatku od paliwa miała wzrosnąć od 1 stycznia 2019 roku. Jednak w reakcji na protesty premier Philippe ogłosił we wtorek zawieszenie podwyżki na sześć miesięcy. Mimo to liczni przedstawiciele ruchu "żółtych kamizelek", jak i francuskiej opozycji, twierdzili, że kroki te są niewystarczające oraz że zaproponowano je zbyt późno.
Ostatecznie w środę rząd zdecydował, że podwyżka nie zostanie wprowadzona w całym 2019 roku. "Ten rząd jest gotowy do dialogu i udowadnia to, ponieważ podwyżka podatku została usunięta z ustawy budżetowej na 2019 rok" - powiedział Philippe, przemawiając w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu). Jak podaje na swojej stronie internetowej dziennik "Liberation", w 2019 roku nie dojdzie także do wzrostu cen gazu i elektryczności.
Decyzja została podjęta przez Zgromadzenie Narodowe, które 358 głosami za, przy 194 przeciw, przyjęło środki zaproponowane przez rząd w odpowiedzi na kryzys związany z ruchem "żółtych kamizelek". Taką możliwość przewiduje art. 50-1 francuskiej konstytucji, który pozwala rządowi na złożenie z własnej inicjatywy deklaracji w określonej sprawie, którą można "uczynić przedmiotem głosowania, bez angażowania odpowiedzialności rządu". Złożona w środę przez gabinet deklaracja dotyczy ogólnie polityki fiskalnej w dziedzinie ekologii i jej oddziaływania na siłę nabywczą.
Mimo tej długo oczekiwanej decyzji rządu prezydenta Emmanuela Macrona protestujący nie zareagowali zapowiedzią końca protestów. "Myślę, że doszło do tego zbyt późno" - powiedziała w rozmowie z agencją AP jedna z samozwańczych rzeczniczek "żółtych kamizelek" Jacline Mouraud. Dodała jednak, że demonstranci z zadowoleniem przyjmują ten krok. Podkreśliła, że teraz każda z oddzielnych grup protestujących tego oddolnego ruchu sama podejmie decyzję, co robić dalej, jednak - dodała - możliwe, że demonstracje będą kontynuowane.
Wezwała "żółte kamizelki" do wykorzystania słabości rządu i dalszego wywierania presji w celu uzyskania kolejnych ustępstw. Wśród żądań ruchu są m.in. podwyżka wynagrodzeń, emerytur czy zasiłków dla bezrobotnych.
Od 15 grudnia do końca marca mają trwać zapowiedziane przez rząd szeroko zakrojone konsultacje w sprawie transformacji energetycznej z parlamentarzystami, członkami samorządów, przedstawicielami związków zawodowych i obywatelami. Przed głosowaniem w parlamencie premier Philippe podkreślał w środę, że gabinet nie chce, by rozmowy te zakończyły się "wprowadzeniem nowych podatków" ani też "powiększeniem deficytu". "Nie chcemy zostawić naszym dzieciom niekontrolowanego długu i obciążyć tym samym ich przyszłej siły nabywczej. To mój jedyny wymóg" - argumentował.
W środę kontynuowane były trwające od 17 listopada protesty. W związku z tym dochodzi do blokad dróg i składów paliwa, przez co brakuje go w wielu regionach, głównie na północnym zachodzie i południowym wschodzie kraju. Po sobotnich manifestacjach w Paryżu, które przerodziły się w akty przemocy i wandalizmu, władze obawiały się nowych zamieszek podczas nadchodzącego weekendu.
W sumie w wyniku demonstracji w całym kraju zginęły cztery osoby, a setki ludzi odniosły rany.
Decyzja o tymczasowej rezygnacji z podniesienia podatku jest pierwszą poważną zmianą polityki administracji Macrona w ramach reakcji na protesty. Planowana podwyżka cen paliw miała być elementem proekologicznej polityki francuskiego rządu.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.