Opanowała nas mentalność rozwodowa. Liczba rozpadających się małżeństw wciąż rośnie. Czy skutecznym lekarstwem na tę sytuację mogłoby być prawo zakazujące rozwodów?
Malta ma takie przepisy. Papież, będąc tam w kwietniu, podkreślał wyjątkowość tego kraju. Przypomnijmy, że na wszystkich wyspach należących do państwa maltańskiego obowiązuje zakaz rozwodów. Rzecz w tym, że za tym prawem idzie poparcie społeczne.
W Polsce nie mamy tak skonstruowanego prawa. Jeżeli po rozpatrzeniu sprawy w opinii sądu doszło do trwałego i zupełnego rozkładu pożycia małżeńskiego, można orzec rozwód.
Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że grupie zaangażowanych parlamentarzystów udaje się przeforsować prawo, które zabrania rozwodów cywilnych, ustala nierozerwalność małżeństwa i zabrania zawierania kolejnych związków małżeńskich. Pewnie dawałoby to do myślenia tym, którzy biorą ślub, zakładając, że w razie trudności się rozstaną. Pytanie, jakie wyciągnęliby z tego wnioski. Obawiam się, że raczej zdecydowaliby się na życie w konkubinacie niż umacnianie nierozerwalności małżeństwa.
Można by też skoncentrować się na samych katolikach i kwestie prawne sprowadzić do tego, żeby ci, którzy i tak uznają nierozerwalność małżeństwa, podpisywali dodatkowo przy okazji ślubu kościelnego klauzulę o cywilnych skutkach nierozerwalności małżeństwa.
Z mojego punktu widzenia to dość przykre rozwiązanie. Dlaczego? Ponieważ dla katolika najwyższym autorytetem powinien być Chrystus. Nasze czyny powinny się opierać na miłości do Niego i na wierności jego nauce, a nie na ewentualnym strachu przed konsekwencjami prawnymi. Ludzie Kościoła, którzy chcieliby gwarancji nierozerwalności małżeńskiej w prawie cywilnym, w mojej opinii godzą nie tylko w autorytet Kościoła, ale też w autorytet Chrystusa.
Batem nikt nikogo jeszcze nie wychował. Jeśli prawo nie jest poparte autentycznym przekonaniem i nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, nie będzie stosowane. Wzbudzi tylko falę protestów i społecznego sprzeciwu. Będzie miało raczej pozory represji niż autentycznej troski. Lepiej skupić się na wychowaniu ludzi niż na ich tresurze poprzez mnożenie zakazów, nakazów, przepisów, kar...
Tymczasem przygotowanie do małżeństwa szwankuje. Nauki przedślubne są prowadzone koszmarnie i sprowadzają się do prezentowania zasad naturalnej regulacji poczęć. Poza tym stosowanie naturalnych metod nie jest dostatecznie uargumentowane. Mówi się zazwyczaj, że taka jest nauka Kościoła w tej kwestii i że „tak uczył Jan Paweł II”. Kwestia samego sakramentu małżeństwa, łaski Bożej, świętości związku między mężczyzną i kobietą są pomijane. Ktoś nie wierzy? Proszę poczytać fora ślubne albo wybrać się na tego rodzaju kurs w przeciętnej parafii!
Prawda, że nie da się przygotować człowieka do małżeństwa podczas 2 czy 3 spotkań. Najważniejszą rolę powinna odgrywać rodzina. Kościół ma jedynie pomagać. Byle ta pomoc nie była karykaturą pt. „prowadzimy owieczki bezpieczną drogą”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.