Odnoszę wrażenie, że wbrew temu, co sam Kościół mówi na temat dzieci, praktyka niejednokrotnie sprowadza się do przedmiotowego, a nie podmiotowego traktowania dzieci.
Pierwszego czerwca obchodzimy Dzień Dziecka. Wiadomo. W czym się to przejawia? Nie tylko w kupowaniu dzieciom mniej lub bardziej sensownych prezentów. W Dzień Dziecka wpuszczamy dzieci tam, gdzie przez okrągły rok staramy się ich raczej nie wpuszczać. Dajemy im też do rąk rozmaite „narzędzia”, których zwykle zazdrośnie strzeżemy w naszym świecie dorosłych. Pierwszego czerwca dzieci pojawiają się masowo i tłumnie w telewizyjnych i radiowych studiach, gdzie dostają do ręki mikrofony, kamery i możliwość robienia tego, co zwykle robią tzw. medialne gwiazdy. Dzieci pojawiają się w różnych mniej lub bardziej ważnych instytucjach, gdzie pozwala im się a to zasiąść na fotelu burmistrza lub prezesa, a to dotknąć czegoś, od czego w inne dni mają się trzymać daleko, bo to zastrzeżone dla dorosłych. Nawet zasiadają w parlamentarnych fotelach i obradują, niczym posłowie i senatorowie. Na szczęście nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, aby na ten jeden dzień pozwolić im kandydować na najwyższy urząd w państwie, ale może lepiej takich pomysłów nie nagłaśniać, bo jeszcze jakiemuś dorosłemu przyjdzie do głowy je zrealizować.
Generalnie w Dniu Dziecka nie tylko pozwalamy, ale wręcz zachęcamy dzieci, żeby... udawały dorosłych. Bo to przecież w sumie zabawne, gdy jakiś małolat z grobową miną kopiuje mniej lub bardziej udolnie polityka, dziennikarza, gwiazdę popu albo jakiegoś innego dorosłego, przekonanego o swojej ważności. A my dorośli też udajemy. Co? Że to dziecięce udawanie traktujemy na serio. Że zdanie dzieci w różnych kwestiach traktujemy z taką samą powagą, jak zdanie dorosłych. Że dzieci uważamy za partnerów.
Natrafiłem niedawno w Internecie na specyficzną akcję dotyczącą dzieci. Grafika przedstawiała wnętrze legitymacji partii, której sztandar kiedyś kazał wyprowadzić z sali Mieczysław Rakowski. Jednak zamiast zdjęcia jakiegoś zasłużonego towarzysza partyjnego wmontowano w nią zdjęcie uroczej dziewczynki z podpisem „Zaproszenie na chrzest”. W prawym górnym rogu umieszczono znak zakazu wjazdu z symbolicznym kościołem na białym tle i podpisem „Od 18 roku życia”. Nad legitymacją znalazło się pytanie „Chrzcisz?”. Pod nią kolejne: „A zapisałbyś ją do partii?”.
Pewnie bym się na tym fotomontażu i jego przesłaniu nie skupił przesadnie, ale w ostatnich dniach dużo słyszałem o rodzinie, a zwłaszcza o ojcostwie i macierzyństwie. Ktoś miedzy innymi przypomniał artykuł 48 naszej Konstytucji, który mówi: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. W zestawieniu z opisanym wyżej przejawem twórczości graficznej zacząłem się zastanawiać, o co chodzi z tym uwzględnianiem stopnia dojrzałości dziecka, a także wolności jego sumienia i wyznania oraz jego przekonań. Szczególnym kontekstem moich zastanowień jest wciąż trwająca dyskusja wokół ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie. I odmieniane przez wszystkie przypadki sformułowanie „dobro dziecka”.
Gdy wpisze się w wyszukiwarkę hasło „dziecko w kościele”, pojawiają się linki przede wszystkim do dyskusji na temat tego, w jakim wieku dzieci można zabierać na Mszę św. i co zrobić, aby maluch się nie nudził i nie przeszkadzał innym uczestnikom liturgii. O wiele trudniej znaleźć coś na temat spojrzenia Kościoła na dziecko w nim obecne. Co nie znaczy, że Kościół na ten temat milczy. Wygląda raczej na to, że nie jest to temat szczególnie często podejmowany w rozmowach i dyskusjach. Odnoszę wrażenie, że wbrew temu, co sam Kościół mówi na temat dzieci, praktyka niejednokrotnie sprowadza się do przedmiotowego, a nie podmiotowego traktowania dzieci. Czy nie jest tak, że również w Kościele raz po raz wolimy, gdy dzieci udają dorosłych, a nie są sobą? Czy nie o takim widzeniu świadczą pomniejszone wersje sukien ślubnych i drogich garniturów, w które nadal w wielu parafiach wciskane są dzieci czasie uroczystości Pierwszej Komunii Świętej?
Jan Paweł II w 1994 roku napisał „List do dzieci”. To bardzo poważny list. Najważniejszą sprawą w tym dokumencie jest prośba Papieża do dzieci. „Pragnę powierzyć waszej modlitwie, drodzy mali przyjaciele, nie tylko sprawy waszej rodziny, ale także wszystkich rodzin na świecie. I nie tylko to. Mam jeszcze wiele innych spraw, które chcę wam polecić. Papież liczy bardzo na wasze modlitwy. Musimy się razem wiele modlić, ażeby ludzkość, a żyje na ziemi wiele miliardów ludzi, stawała się coraz bardziej rodziną Bożą, ażeby mogła żyć w pokoju” - czytamy w papieskim liście. To nie żarty, podlizywanie się dzieciom czy zachęcanie ich do udawania dorosłych. To zaproszenie do współpracy w ważnej sprawie przez wykonywanie tego, co dzieci potrafią. Z uwzględnieniem stopnia ich dojrzałości, a także wolności ich sumień i wyznania oraz ich przekonań.
Pan Jezus mówił, że mamy się stać „jak dzieci”. Nie bardzo wiemy, jak sobie z tym poleceniem poradzić, ponieważ nie za bardzo wiemy, co to znaczy być dzieckiem. A sami nie wiedząc coraz częściej sprawiamy, że nie wiedzą tego również dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.