Choć ciągle mówimy o chrześcijańskich korzeniach, świat zdaje się dryfować po wodach współczesności bez wyraźnego celu i kierunku.
Zaczęło się od nazwy ulicy. Dlaczego Cysterska? Bo tam – odpowiedział proboszcz nazywany chodzącą, choć nigdy nie spisaną historią diecezji – mieszkali mnisi, cystersi. Drewniany dom przy moście zbudowany jest na pozostałościach fundamentów klasztoru. Cystersi – dodał – budowali klasztory nad rzekami, benedyktyni na wzgórzach.
Losy fundamentów… Po drugiej stronie Wisły także wznosi się dom na nieswoich fundamentach. U schyłku średniowiecza stała tam drewniana katedra. Systematycznie niszczona przez wylewającą na świętego Jana rzekę, od czasu do czasu także przez najeżdżających Włocławek krzyżaków. Tak było w 1327 roku. Dlatego biskup Maciej z Gołańczy postanowił zbudować nową, w miejscu bardziej obronnym i nie narażonym na kaprysy rzeki.
W obydwu zbudowanych na fundamentach kościelnych budowli domach toczy się życie. Niekiedy niewiele mające wspólnego z pierwotnym przeznaczeniem. Co wcale nie musi oznaczać, jak przekonamy się później, z brakiem sensu.
Nie jest prawdą, że po ulicach mojego rodzinnego miasta krąży duch Juliana Marchlewskiego i innych komunistycznych działaczy. Duch miasta to jego fundamenty i wzniesione na nich budowle. W gotyckiej katedrze znajduje się wykonany w marmurze nagrobek biskupa Piotra Moszyńskiego. Zaś po przeciwnej stronie, południowej, ufundowana przez kasztelana krakowskiego, Jana Tarnowskiego, renesansowa kaplica Matki Bożej. W niej, przed dziewięćdziesięciu pięciu laty przyjął święcenia kapłańskie Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński. To właśnie on, już po powrocie ze studiów, gdy zakładał chrześcijańskie związki zawodowe, miał odpowiadać zarzucającym mu promowanie wrogich Kościołowi ideologii: „to nie komunizm, to bieda”.
Długo nie widziałem związku nagrobku z kaplicą. Dostrzegłem go, paradoksalnie, w trakcie kolejnej lektury. Ignacy Kraszewski, „Strzemieńczyk”. Historia Grzegorza z Sanoka, późniejszego Arcybiskupa Halickiego, przedtem wychowawcy synów Tarnowskiego i Władysława Warneńczyka. Studiował we Włoszech. Tam spotkał wybitnego humanistę, Filipa Kallimacha. Ten przyjaźnił także się z biskupem Piotrem.. Być może w tych związkach należy szukać korzeni fundacji nagrobka i kaplicy. Ale też pozwalają zrozumieć stare zapiski o znanej szkole katedralnej i „najuczeńszej” w Polsce kapitule. Być może uzasadniają także głoszoną przez niektórych tezę, że ówczesny kanonik, a późniejszy biskup warmiński Łukasz Watzenrode, ściągnął do wspomnianej szkoły swojego siostrzeńca Mikołaja, by tu zdobywał podstawy poszerzanej później na włoskich uniwersytetach wiedzy.
Więc nie tylko na fundamencie starych budowli toczy się życie miasta…
Cystersi – powtórzmy raz jeszcze – budowali klasztory nad rzekami, benedyktyni na wzgórzach. Dlatego pierwsi byli w Szpetalu Dolnym, drudzy w Szpetalu Górnym (choć brak informacji o śladach średniowiecznego klasztoru). Być może echo tych słów sprawiło, że zobaczywszy na półce seminaryjnego kolportera książkę ojca Pawła Sczanieckiego „Święty Benedykt”, zapragnąłem wejść w jej posiadanie. Do dziś stoi na półce zaczytana, z wieloma podkreśleniami, a szary notes obfituje zapisanymi na jej kanwie notatkami. Wyciągnąłem z półki książkę w święto Patrona Europy i otworzyłem na chybił trafił. Już we wstępie Reguły – czytam – „pokazuje się cel, a mianowicie Bóg i życie wieczne. Rodzi się też potrzeba decyzji, że ta celowość, a nie jakakolwiek inna, będzie przyświecać całemu życiu”.
Pożary historii zniszczą budowle. Ostaną się fundamenty. Choć właściwsza będzie liczba pojedyncza. Fundament czyli celowość.
Przekona się o tym czytelnik kolejnej, mało już dziś znanej, lektury ze świętym Benedyktem w tle. Hanna Malewska, „Przemija postać świata”. Ów przemijający świat to kończąca się epoka starożytna. Benedykt, ale i zakładający Vivarium Kasjodor. Czy piszący w więzieniu swoje ostatnie dzieło, „O pocieszeniu filozofii”, Boecjusz. Wszystko wali się, płonie, a na gruzach minionej już epoki mnich stary jak pień. Oddajmy na moment głos pisarce:
Trudno nie doszukać się analogii między tamtym a naszym czasem. Choć scenariusz wydarzeń (póki co) odmienny. Coś odchodzi, coś się rodzi. Choć ciągle mówimy o chrześcijańskich korzeniach, świat zdaje się dryfować po wodach współczesności bez wyraźnego celu i kierunku. Starego już nie ma. Nowe jeszcze się nie poczęło. Na szczęście spod gruzów wystają resztki fundamentów. Wbrew pozorom nie straszą oczodołami wypalonych okien i drzwi. Dają nadzieję i każą czekać na zmurszałego jak pień mnicha, który już gdzieś jest. Niewidoczny, czeka na odpowiedni moment, gdy będzie mógł wejść i powiedzieć: zaczynamy od początku. Nie przyniesie gotowego projektu. Pokaże cel i sens. To, czego najbardziej nam w tej chwili potrzebujemy by odkryć piękno bycia człowiekiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.