Jezioro Tanganika jest bardzo kapryśne. Ludzie tu mieszkający czują respekt przed tą wielką błękitną wodą, która w jednej chwili może przemienić się w czarną otchłań
Osady przy Tanganice Główna droga tranzytowa z Bujumbury do Kongo to stosunkowo równa asfaltówka. Praktycznie zero ruchu samochodowego. Spotykamy jedynie przydrożnych sprzedawców mącznych pączków i mandarynek. Odprowadza nas Paweł, Karmelita, z którym jedziemy do ostatniej przygranicznej wioski. Po drodze udaje nam się dostrzec rodzinę hipopotamów, na rzece Rusizi.
Na granicy pozbywamy się ostatnich franków burundyjskich, a to co zostało, wymieniamy na walutę kongijską.
Sama przeprawa idzie gładko. Oficerowie są uśmiechnięci, podoba im się idea naszej podróży. Jedna, druga, trzecia pieczątka. Za nimi wpisy w księdze urzędowej. Szybka kontrola, punkt sanitarny – żółte książeczki. Nie ma potrzeby przyspieszania procedury dolarami i po około 30 minutach jesteśmy już w Kongo.
Nad brzegami Tanganiki Wokół zarośla, zalane wioski, bajora i kałuże. Ludzie są bardzo przyjaźni i przyzwyczajeni do obecności mzungu. W Uvirze znajdują się koszary, zauważamy wielu Pakistańczyków z UN. Wszystkie oddziały w Kongo w ramach UN stanowią największą na świecie operację MONUC. Sud Kivu to dość newralgiczne miejsce. Istniejące przewodniki dla turystów zalecają omijanie tych miejsc szerokim łukiem. Nas interesuje łódź, którą podążał Kazimierz Nowak z Uviry do Kalemie. Odpływa ona z miejscowego portu, dlatego tutaj jesteśmy.
Śpimy na parkingu posiadłości Economat. Rozbijamy namiot między rozbitymi albo zdezelowanymi ciężarówkami. W nocy pojawiają się dziwne stworzenia i mnóstwo robactwa.
Hipopotamy przy Tanganice Z rana okazuje się, że łodzi do Kalemie już nie ma. Szef Economatu obwozi nas po okolicy, jednak mimo dobrych intencji i koneksji uda nam się opuścić Uvirę najwcześniej w niedzielę rano.
Poznajemy Kongijczyka – Marcela, który udaje się z nami do portu. Role się odwracają. Tym razem mzungu (Światek) wozi Marcela na rowerowym bagażniku. Dojeżdżamy do portu, załatwiamy formalności, wpisy i pozwolenia. Jedno biuro, drugie, potem kolejne, bilety, kontrola szczepień, dwie próby wyłudzenia łapówki, elementy szantażu, nasz człowiek jednak uporczywie trzyma naszą stronę. Mamy bilety, jesteśmy na prostej drodze do wypłynięcia naszą łodzią w najtańszej taryfie spośród 4 dostępnych.
Mamy czas na kąpiel w Tanganice. Krystalicznie czysta woda jeziora, kamieniste wybrzeże i upalny dzień przemawiają do naszej wyobraźni.
Bladym świtem pojawiamy się w porcie by dostać się na łódź z Uviry do Kalemie (dawnego Albertville). Decydujemy się opłynąć ten newralgiczny politycznie odcinek naszej podróży.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.