Reklama

Tusk: proszę o rok spokojnej pracy

Premier Donald Tusk poprosił wyborców o poparcie Bronisława Komorowskiego, co - argumentował - umożliwi "rok spokojnej pracy" do czasu wyborów parlamentarnych. Przekonywał też, że między kandydatem PO a Grzegorzem Napieralskim można znaleźć "punkty styczne".

Reklama

Podczas wtorkowej konferencji prasowej po posiedzeniu rządu Tusk powiedział, że proponuje kontrakt Polakom. "Za rok z kawałkiem są wybory parlamentarne. Bardzo pokornie prosimy o rok spokoju, rok dobrej współpracy rządu z prezydentem, bo przez ten rok można w Polsce zrobić dużo rzeczy kluczowych w czasie kryzysu europejskiego" - mówił.

"Jeżeli się okaże, że pozytywny, pokojowy układ Komorowski-Tusk-Pawlak zawiedzie, to przecież za rok Polacy mogą nas pogonić w wyborach parlamentarnych" - dodał.

Tusk powiedział też, że kandydat PO ma argumenty, które przekonają wyborców lewicy "bez przebierania się, bez udawania, że jest lewicowcem".

"W kilku sprawach na pewno będzie można znaleźć punkty styczne. Taką sprawą jest choćby parytet. Wydaje się, że niezależnie od drobnych różnic akurat te oba środowiska polityczne i obaj politycy z większym czy mniejszym temperamentem za parytetem w polityce czy za większym udziałem kobiet w polityce się opowiadają" - zaznaczył.

Tusk dodał jednak, że dobry wynik Komorowskiego zależy przede wszystkim od wyborców. "Pomoc polityków wydaje się kwestią nie do pogardzenia, ale drugorzędną. Trzeba umieć przekonać wyborców, a nie posłów i przewodniczących czy prezesów partii politycznych" - podkreślił.

Premier nie zgodził się z tezą polityków PiS i prezesa tej partii, że jeżeli wybory wygra Komorowski, Polsce grozi monopol władzy. "Kontrola i równowaga wynika choćby z faktu, że rząd jest koalicyjny i że musi polegać na większości parlamentarnej, którą buduje PO i PSL" - przekonywał.

Tusk mówił również, że Komorowski "nie przebierał się za nikogo innego". "Dzisiaj patrzymy na to, że jego konkurent Jarosław Kaczyński szuka u ludzi poparcia wszystkimi dostępnymi metodami, ale także tymi, które uznaję za instrumentalne traktowanie ludzi. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że Jarosław Kaczyński jest lewicowcem, był też kowbojem w ostatnich kilkunastu godzinach, stał się rusofilem, bardzo polubił Niemców" - powiedział.

Jego zdaniem, jest normalne, że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Bronisław Komorowski chcą uzyskać poparcie tych kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Natomiast udawanie, że jest się lewicowcem, to - według premiera - jest już zupełnie inna kwestia.

"Nie sądzę, żeby Bronisław Komorowski wpiął sobie kolczyk w nos, a Jarosław Kaczyński poprowadził paradę gejów. Myślę, że ludzie by dostrzegli, że coś tutaj nie gra, że tak nie można. Ludzi trzeba szanować poważnie, prezydenta wybiera się na pięć lat i dlatego proponowałbym, aby tych przebieranek było jak najmniej" - podkreślił Tusk.

"Nie oczekuję od Bronisława Komorowskiego, żeby wmawiał Polakom, że on na ten czas wyborów stał się jakimś lewicowcem. Też Jarosławowi Kaczyńskiemu nie wypada przesadzać w tym zmienianiu się każdego dnia w zależności od tego, jaka jest potrzeba wyborcza. Będę trzymał kciuki za odporność Bronisława Komorowskiego na tego typu manewry" - powiedział premier.

Tusk pytany o ewentualną koalicję z SLD po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych odpowiedział, że każdy scenariusz jest możliwy.

"Ja jej nie wykluczam, bo to, co zmieniło się teraz w Polsce, to wczoraj usłyszeliśmy od Jarosława Kaczyńskiego, że lewicowcy już nie będą postkomunistami. (...) Wszyscy, co uczestniczą w życiu publicznym i są elementarnie odpowiedzialni i cieszą się jakimś zaufaniem społecznym, są godnym partnerem do rozmowy, ale o zmianach decydować muszą wybory" - podkreślił premier.

Tusk ocenił, że w kampanii czasami zdarzyło się przejęzyczyć Komorowskiemu, ale "nie oszukiwać ludzi". Pytany czy jest zadowolony z wyniku Komorowskiego w I turze wyborów, odparł: "Kto zawiódł w tych wyborach? Kandydaci czy sondaże, których kandydaci nie są wytwórcami?".

Przypomniał, że Komorowski zdobył więcej głosów niż PO w 2007 r. W I turze wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski uzyskał 41,54 proc., a w 2007 roku PO poparło 41,51 proc. wyborców.

"Po dwóch i pół roku rządów, po katastrofie smoleńskiej, po dwukrotnej powodzi w ostatnich tygodniach, po nadzwyczajnym zaangażowaniu po stronie jednego kandydata mediów publicznych i kilku ważnych instytucji życia publicznego uważam, że to jest wynik bardzo dobry, a nie zły" - ocenił.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Wtorek
noc
1°C Wtorek
rano
3°C Wtorek
dzień
3°C Wtorek
wieczór
wiecej »

Reklama