Nie mam prawa oceniać motywacji tych, na których ustach rzadko pojawiają się wielkie słowa. Sama na takie pytania muszę sobie odpowiedzieć.
Coraz częściej stawia się pytanie o sposób obecności chrześcijan w polityce. Sama obecność jest czymś oczywistym: jako obywatele mają prawo i obowiązek takiego uczestnictwa, a jako chrześcijanie są zobowiązani do takiego kształtowania świata, by stawał się on coraz bardziej Boży. Pozostało pytanie: jak?
Istnieją różne formy takiej obecności. Jedni o swojej katolickości mówią otwarcie, angażując się także w działania o wymiarze symbolicznym. Inni – jak twierdzi Józefa Hennelowa (GW, 27 lipca 2010) – „ostrożnie używają słów” i „unikają demonstracji”, a swoją przynależność wyznaniową manifestują życiem. Działaniem. Brzmi pięknie, ale…
Pierwsza wątpliwość, która mi się nasuwa, to pytanie: dlaczego żyję w taki sposób? Dlaczego dokonuję niepopularnych wyborów, dlaczego staję po stronie słabszych, dlaczego uczę się przebaczać?
To dobre zasady – można odpowiedzieć. Społecznie użyteczne. Owszem, dobre. Ale ważne jest, z czego wynika mój wybór. Z intelektualnej oceny wartości czy z mojego zaufania Bogu? Czy jestem w stanie powiedzieć: „żyję tak, bo jestem chrześcijaninem”? Tylko tyle i aż tyle? I czy naprawdę tak jest?
Takie stwierdzenie jest niepopularne, będzie budziło śmiech i sprzeciw, będzie w końcu „wywieszeniem szyldu”. Ale takiego stwierdzenia wymaga chrześcijańskie świadectwo. Bez tych słów jest niepełne, zamazane. Niejasne.
Niesienie na sobie emblematu bywa ciężarem. Czasem będzie oznaczało zaszufladkowanie. Czasem oznacza przyznanie się do jedności z tymi, z którymi w wielu punktach się nie zgadzam, ale którzy w Bogu są moimi braćmi. Czasem wymaga uniesienia nie swoich win i świadomości, że inni będą musieli udźwignąć moje.
Nie mam prawa oceniać motywacji tych, na których ustach rzadko pojawiają się wielkie słowa. Sama na takie pytania muszę sobie odpowiedzieć.
Druga wątpliwość dotyczy samego kształtu chrześcijaństwa i chrześcijańskiego świadectwa. Jeden z niemieckich biblistów, A. Deissler, mówił iż religię Jahwe należałoby porównać nie do koła, którego centrum zajmuje kult, ale do elipsy o dwóch jednakowo ważnych ogniskach: jednym jest kult (odniesienie do Boga), drugim miłość bliźniego. Te słowa, odnoszące się przecież do religii żydowskiej (komentarz do księgi Amosa), w pełni można zastosować do chrześcijaństwa.
Nie można w chrześcijańskim świadectwie pominąć bliźniego, to prawda. Ale nie można też pominąć świadczenia o Bogu samym. To On jest źródłem i mocą do tego, by poświęcać czas i uwagę najsłabszym, opuszczonym i zmarginalizowanym. To On daje siłę, by przebaczać byłym wrogom i oponentom. Bez Niego zostają tylko wartości i mądre zasady.
Staram się żyć Bogiem, ale jeśli milczę na ile moje życie objawia Go światu? Warto postawić sobie takie pytanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.