Powodzie, które w ostatnich tygodniach pustoszą Chiny, zmyły około 3 tys. beczek z chemikaliami do jednej z większych rzek w prowincji Jilin (Cilin) na północnym wschodzie kraju - poinformowała w czwartek agencja Xinhua.
Do wypadku doszło w mieście Jilin, kiedy woda, wezbrana z powodu padających od kilku dni deszczy, zalała magazyny dwóch fabryk produkujących chemikalia unosząc około 7 tys. beczek, z czego 3 tys. z chemikaliami.
Beczki spłynęły do rzeki Sungari. Dostrzeżono je w środę. Każda z nich zawiera około 170 kg chemikaliów. W większości znajduje się chlorotrimetylosilan, bezbarwny i łatwopalny płyn, który w połączeniu z wodą daje kwas solny. W pozostałych jest łatwopalny rozpuszczalnik heksametylodisilazan.
Wzdłuż rzeki rozstawiono pasy blokujące. Na razie udało się wyciągnąć 800 beczek - informuje miejscowa telewizja. Ustawiono też siedem stanowisk monitorujących zanieczyszczenie wody.
Rzecznik ministerstwa środowiska zapewnia, że jakość wody w rzece jest w normie. Mimo to w środę wieczorem odcięto jej dostawy do Jilin, a mieszkańcy 4,5-milionowego miasta zaczęli wykupywać zapasy wody pitnej - pisze dziennik "China Daily".
W 2005 roku licząca 1900 kilometrów rzeka Sungari, która jest największym dopływem płynącego wzdłuż granicy chińsko-rosyjskiej Amuru, została zanieczyszczona chemikaliami wskutek eksplozji w fabryce petrochemicznej. Wówczas dostawy wody do liczącego 3,8 mln mieszkańcowi miasta Harbin zostały odcięte na pięć dni.
W wyniku wywołanej ulewami powodzi na północy Chin odciętych od świata i pozbawionych prądu zostało 30 tys. ludzi. W całych Chinach zginęło do tej pory ponad 800 osób, a 437 uznaje się za zaginionych. Wyrządzone przez żywioł szkody szacowane są na dziesiątki miliardów dolarów. (PAP)
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.