Dlaczego, mając coraz więcej możliwości, coraz trudniej dotrzeć?
Pierwszy egzemplarz Nowego Testamentu kupiłem spod lady. Co to znaczy pewnie wymaga dookreślenia. Współczesny, zwłaszcza młody czytelnik, zapewne jest zdziwiony. Starsze roczniki wiedzą. Powszechny brak towarów na rynku sprawiał, że szukano znajomych w sklepach. Ci co bardziej atrakcyjne artykuły (nie tylko spożywcze) ukrywali gdzieś na zapleczu, by później uszczęśliwić nimi swoich przyjaciół. Na półki trafiała zaledwie niewielka ich część. Zresztą pod ladą także ilości hurtowych nie było. Bo jak całą Polskę obdzielić pięcioma tysiącami egzemplarzy.
Dlatego w seminarium musiałem przeszło trzy lata czekać na własny egzemplarz Biblii Tysiąclecia. Pierwszeństwo miały starsze roczniki. Zatem najpierw diakoni, później uczęszczający na wykłady ze Starego i Nowego Testamentu. Pozostałym musiało wystarczyć Słowo odczytywane w liturgii.
Przed kilkoma dniami odwiedziłem księgarnię religijną. Starsze małżeństwo szukało prezentu dla swoich dorosłych już dzieci. Wybór padł na Pismo święte. Położono przed nimi kilkanaście egzemplarzy, różniących się nie tylko tłumaczeniem, ilością komentarzy pod tekstem, ale i ceną. Ostatnia miała decydujący wpływ. Co nie dziwi, zważywszy, że kupującymi byli emeryci. Jednak na początku prezentacji nie cena, ale duży wybór wprawił ich w zakłopotanie.
Z rekolekcjami w Adwencie i Wielkim Poście było podobnie. O Internecie nikt wówczas nie słyszał. W radio i telewizji programów religijnych nie było. Prasa katolicka nakład miała taki, jaki miała. Religijny marketing ograniczał się do ogłoszeń parafialnych. Mimo to na frekwencję nie narzekano.
Dziś propozycji mamy zatrzęsienie. Proboszczowie ciągle szukają nowych sposobów dotarcia do swoich owieczek. Redakcje prześcigają się w pomysłach. Popularne wyszukiwarki wyświetlają kilkadziesiąt stron wyników po wpisaniu słowa Adwent. Kiedyś zainteresowałem się ilością wyświetleń. Filmy wstawiane na YouTube przez sieciowych influencerów i propozycje religijne. Nawet najbardziej popularny ojciec Szustak nie jest w stanie przebić pierwszych. Zatem proporcje mają się tak jak ilość odwiedzających w okresie przedświątecznym centra handlowe do ilości uczestniczących w rekolekcjach adwentowych. Co oczywiście musi rodzić pytanie o przyczyny. Dlaczego, mając coraz więcej możliwości, coraz trudniej dotrzeć?
Zmarły przed rokiem wieloletni moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, ś.p. ksiądz Marian Kilichowski, mawiał często: im gorzej, tym lepiej. Oczywiście miał na myśli warunki na rekolekcjach wakacyjnych. Czyli stołówki gdzieś w stodole, spanie na siennikach, mycie w potoku, bardzo skromne jedzenie. Ale to jego spostrzeżenie pewnie trzeba zastosować również do duszpasterstwa.
Chociaż nie tu bym szukał przyczyn wspomnianych wyżej dysproporcji i różnic. Problemem jest nadmiar. Nie tyle dóbr duchowych. Przede wszystkim materialnych. Podobni jesteśmy trochę do owego młodego Anglika, spotkanego niegdyś w Taize. Opowiedział swoją historię. Człowieka, który w wieku dwudziestu kilku lat przeżył wszystko, co można było przeżyć. Któregoś dnia postawił sobie pytanie: co dalej? Do wyboru miał – jak wyznał – dwie opcje. Samobójstwo lub szukanie sensu. Wybierając drugie porzucił atrakcyjna pracę w londyńskim City i przyjechał do małej burgundzkiej wioski.
Być może musimy przebyć podobną drogę. Być może pewnego świątecznego dnia poczujemy wewnętrzną pustkę i zaczną targać nami podobne wątpliwości i pytania. Być może przejedzeni konsumpcją poczujemy inny głód. Na nasze szczęście pokarmu nie będziemy musieli szukać u znajomych, pod ladą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.