Caritas Grecja wzywa do poszukiwania rozwiązań fatalnej sytuacji mieszkaniowej i sanitarnej, jaka panuje w przepełnionych obozach dla imigrantów na wyspach Morza Egejskiego. Decyzja rządu w Atenach o budowie nowych większych obozów wywołała wśród mieszkańców Lesbos i Chios gwałtowne protesty, które przerodziły się w zamieszki i walki z policją.
Mężczyźni uzbrojeni w broń palną sforsowali ogrodzenie koszar, gdzie zakwaterowani byli funkcjonariusze. Mieszkańcy blokowali też drogi prowadzące na tereny, które rząd zajął pod budowę obozów. W wyniku starć ranne zostały 62 osoby, w tym kilkudziesięciu policjantów. Jak wynika z komunikatu policji, mimo protestów, zakończono pierwszą fazę transportowania elementów konstrukcyjnych do nowych baraków.
Na greckie wyspy wciąż przybywają ludzie szukający lepszego życia w Unii Europejskiej. Znajdują się one zaledwie kilka kilometrów od wybrzeży Turcji, skąd przypływają uchodźcy. „Miejscowa ludność protestuje, nie chce zwiększenia ilości emigrantów” – mówi Maria Alverti, dyrektor greckiej Caritas. Przypomina, że zarówno Lesbos, jak i Chios bardzo ucierpiały na skutek ogromnej fali migracji w ostatnim roku. Lesbos może przyjąć 3 tys. osób, podczas gdy liczba uchodźców wynosi obecnie ponad 20 tys. „Część osób mieszka w obozach, ale tysiące ściśnięte są w namiotach wokół nich, w bardzo złych warunkach. Jest wśród nich wiele kobiet i dzieci” – zaznacza Alverti.
Rządowy plan, który wywołał protesty, polega na zbudowaniu kolejnych baraków, które mają pomieścić do 7 tys. osób. Obozy mają być otwarte w ciągu dnia, ale zamykane na noc, tak aby nikt nie mógł ich opuścić. Ma to uspokoić miejscowych, którzy boją się uchodźców. „Jak można trzymać w zamknięciu tysiące osób i jednocześnie zapewnić im zdrowe i bezpieczne warunki? Uważam, że to złe rozwiązanie” – zaznacza dyrektor greckiej Caritas.
Zgodnie z porozumieniem zawartym w roku 2016 między Unią Europejską a Turcją, migranci docierający na wyspy muszą tam pozostać do czasu rozpatrzenia ich wniosków o azyl. Opóźnienia w procesie azylowym, wraz ze zwiększoną falą migracji, obciążyły system i doprowadziły do gwałtownego pogorszenia warunków życia w obozach, w których liczba ludności wzrosła pomimo deportacji wielu osób, które władze uznały za zagrożenie dla kontynentu.
Jednym z rozwiązań są korytarze humanitarne, zaproponowane przez trzech kardynałów, w tym jałmużnika papieskiego, kard. Konrada Krajewskiego. W liście skierowanym do biskupów europejskich, zaapelowali oni o przyjęcie w ich diecezjach części uchodźców z wyspy Lesbos.
O migrantach mówił też dziś na zakończenie modlitwy Anioł Pański Franciszek. Papież upomniał się o migrantów, którzy szukają na świecie schronienia i pomocy. Zachęcił do modlitwy w ich intencji. Wyznał, że jest zasmucony napływającymi wiadomościami o tak wielu uchodźcach, kobietach, mężczyznach i dzieciach, wypędzanych ze swych domów z powodu wojny. Franciszek wskazał, że sytuacja stała się naprawdę bardzo poważna.
Ojciec Święty nie wymienił konkretnego kraju, jednak papieski apel zbiega się z kolejnym kryzysem migracyjnym wywołanym eskalacją przemocy w Syrii, a dokładnie w regionie Idlibu. Bombardowania i ostrzał artyleryjski zmusiły blisko milion osób do desperackiej ucieczki z tej ogarniętej walkami syryjskiej prowincji. Większość uchodźców schroniła się w pobliżu tureckiej granicy. Jednak kraj ten już przed tygodniami zamknął swe granice. Ludzie koczują na wolnym powietrzu w minusowych temperaturach. Brakuje wszystkiego – dachu nad głową, żywności, opieki medycznej.