Przyznanie nagrody Nobla profesorowi Robertowi Edwardsowi wykorzystają propagandowo zwolennicy in vitro wobec osób nieświadomych zagrożeń tej metody – mówi KAI ksiądz profesor Franciszek Longchamps de Berier, członek Zespołu Bioetycznego Konferencji Episkopatu. Komitet Noblowski przyznał nagrodę z medycyny 85-letniemu Brytyjczykowi za badania nad zapłodnieniem in vitro.
„Decyzja Komitetu Noblowskiego o tyle nie zaskakuje, że zdarzają mu się bardzo kontrowersyjne i wątpliwe decyzje zwłaszcza wtedy, gdy próbuje być promotorem swoiście rozumianego postępu” – pisze w oświadczeniu ks. prof. Longchamps de Berier. „Oczywistym przykładem” takich praktyk nazywa wyróżnienie pracy Roberta G. Edwardsa.
„Oczywiście świetnie nadaje się ono do propagandowego wykorzystania przez zwolenników in vitro i z pewnością zwiedzie wiele osób nieświadomych poważnych zagrożeń, jakie metoda in vitro i wiele innych równie wątpliwych moralnie niesie dla życia ich i ich rodzin” – ostrzega członek Zespołu Bioetycznego Konferencji Episkopatu
Jego zdaniem, „nagrodzono techniczne osiągnięcia, co można odczytywać jako opowiedzenie się
za uprawianiem poszukiwań badawczych bez wyraźnego odniesienia do moralności i szacunku wobec ludzkiej wrażliwości, a więc wobec wyrażanych na całym świecie poważnych obiekcji w stosunku do metody in vitro”.
„Laureat pochodzi z kraju o jednej z najbardziej liberalnych regulacji prawnych co do zagadnień biomedycznych. Można się więc spodziewać fali rzeczowej krytyki – bynajmniej nie ze środowisk religijnych – w krajach, w których regulacje są nie bez powodu znacznie surowsze” – przypomina ksiądz profesor.
„Nawet, jeśli zostaniemy zasypani jeszcze wieloma nagrodami za in vitro, nie
zagłuszy to sumień. Trzeba nam jednak tym większą wagę przywiązywać do dobrego ich formowania, Ta metoda jest naprawdę niemoralna i nikomu mimo Nobla nie doradziłbym – dla jego własnego dobra - z niej korzystać” – kończy swoje oświadczenie ks. prof. Longchamps de Berier.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.