Zbyt łatwe szufladkowanie uczestników konfliktu i czarno-białe przedstawianie skomplikowanej rzeczywistości - to niektóre zarzuty, stawiane polskim mediom podczas czwartkowej debaty na temat sposobu relacjonowania konfliktu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim.
Debatę zorganizowała Fundacja Nowe Media przy współpracy z Centrum Monitoringu Wolności Prasy.
Wicenaczelny "Przekroju" Marek Zając wskazywał, że relacjonując sprawę krzyża, media widziały to, co chciały widzieć, a ludzie po obu stronach Krakowskiego Przedmieścia posłużyli jedynie do tego, by polskie media mogły odbyć "rytualną wojnę światopoglądową", którą toczą ze sobą od początku lat 90.
Podobnego zdania był Piotr Zaremba z "Rzeczpospolitej". "Żadna ze stron sporu nie była święta, każdy widział to, co chciał(...) każdy widział nie swoich wariatów, każdy widział agresję drugiej strony, a nie widział źdźbła we własnym oku" - mówił.
Zaremba uważa jednak, że sprawa krzyża nie tylko odzwierciedliła znane linie podziału między polskimi mediami, ale też pokazała, że ich "wrażliwości coraz bardziej się rozjeżdżają".
Według Zająca przy sprawie krzyża został powielony ten sam błąd, co w przypadku słuchaczy Radia Maryja. "Tzn. bardzo szybko przeszliśmy na stanowisko lekceważenia i pogardy(...). Bardzo łatwo nam przychodzi w Polsce, także w mediach, błyskawiczne zaszufladkowanie określonych grup społecznych" - mówił Zając.
"Do bólu przewidywalne było to, co kto napisze" - podkreślał wicenaczelny "Przekroju", dodając, że jedne media w tzw. obrońcach krzyża widziały tylko "oszalałych oszołomów", podczas gdy inne "sól tej ziemi". Przeciwników obecności krzyża przy Krakowskim Przedmieściu opisywano zaś albo jako "kiboli i zepsutą, internetową młodzież", albo jako środowisko, z którego może wyrosnąć nowe społeczeństwo obywatelskie.
Reporterka radiowa, szefowa Rady Programowej TVP Janina Jankowska wskazywała na nadreprezentatywność sprawy krzyża w polskich mediach, szczególnie elektronicznych. Według niej stwarzało to wrażenie, jakby nic poza krzyżem nie działo się w tym czasie w kraju. Krytykowała media za stygmatyzowanie broniących krzyża osób, które - jej zdaniem - przedstawiano tylko w ośmieszający i degradujący sposób. "Zostali nazwani oszołomami, psycholami" - mówiła.
Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz wskazywał zaś, że media bardziej interesowały kontrowersyjne osoby po stronie tzw. obrońców krzyża niż te stojące w grupie jego przeciwników. Jak twierdził, nikt poza "GP" nie pisał np., że jednym z organizatorów wieców przeciwko krzyżowi był podejrzany o szantażowanie senatora Krzysztofa Piesiewicza, Zbigniew S., a kamery miały się wręcz od niego odwracać. "Ten człowiek nie pasuje do rzeczywistości, więc go tam nie ma" - mówił Sakiewicz.
Podobne zarzuty zdecydowanie odpierali m.in. Wojciech Szeląg z Polsat News i redaktor naczelny "Newsweeka" Wojciech Maziarski. Jak zapewniali, w ich mediach nie funkcjonuje coś takiego jak polityka czy linia redakcyjna, która nakazywałaby prezentować rzeczywistość w określony sposób.
Szeląg podkreślał, że jeśli istotnie podejrzewany o szantaż Zbigniew S. organizował wiece przed Pałacem, a w jego stacji zabrakło na ten temat informacji, to uważa to za warsztatowy błąd. Ale, jak zaznaczył, nie sądzi jednak, by ktoś celowo odwracał w takiej sytuacji kamerę. "Bo niby po co, my jesteśmy od pokazywania rzeczywistości, jaka jest, a nie od jej oceniania" - podkreślił.
Maziarski mówił z kolei, że nie uważa tej informacji za ważną. "Kiedy mamy do czynienia z wielotysięcznym wystąpieniem ulicznym, to zdarzają się tam różne incydenty(...). I teraz jest pytanie, co z tego ma znaczenie dla całości wydarzenia, a co nie? Ta ocena będzie zależała od tego, jakie są nasze poglądy polityczne, sympatie ideowe itd. (...) Na tym polega system wolnej prasy" - mówił naczelny "Newsweeka".
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.