Pionierskie zabiegi zamknięcia jamy uszka lewego przedsionka serca, ratujące przed kolejnym udarem chorych cierpiących na migotanie przedsionków serca, przeprowadzili lekarze Górnośląskiego Ośrodka Kardiologii w Katowicach-Ochojcu.
Pierwszym na Śląsku zabiegom poddano we wtorek dwie pacjentki, które miały udar i chorują też na inne choroby. Obie panie - w wieku 80 i 77 lat - czują się dobrze.
Migotanie przedsionków to najczęstszy typ arytmii serca, typowy dla osób starszych. Podczas migotania przedsionki nie kurczą się jak przy prawidłowym rytmie, co najczęściej powoduje powstawanie skrzepów w lewych jamach serca, zwłaszcza w uszku lewego przedsionka. To niewielki uchyłek, gdzie krew może się gromadzić i krzepnąć. Potem skrzep z prądem krwi może dostać się do mózgu, blokując tętnicę i powodując udar.
"Chorzy z migotaniem przedsionków mają duże zagrożenie udarem mózgu lub innymi problemami zatorowymi, Migotanie przedsionków jest najczęściej leczoną arytmią, szacuje się, że w Polsce jest ok. 320 tys. chorych z takim problemem. Średnio migotanie przedsionków zwiększa zagrożenie udarem mózgu pięciokrotnie, ale niektórzy pacjenci mają to ryzyko 15-, a nawet 20-krotnie większe. Żeby to ryzyko zmniejszyć, rutynowo leczymy ich tabletkami obniżającymi krzepliwość krwi, ale niektórzy chorzy nie mogą ich brać, bo występują u nich powikłania krwotoczne" - wyjaśniła podczas środowej konferencji prasowej kierownik I Kliniki Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Maria Trusz-Gluza.
Małoinwazyjna, przezskórna metoda leczenia polega na umieszczeniu w uszku lewego przedsionka serca specjalnego korka - tzw. okludera, który zamyka uchyłek, uniemożliwiając gromadzenie się tam krwi i jej krzepnięcie. Lekarze dostają się do serca przez tętnicę udową.
Jak podkreślił przeprowadzający zabiegi Przemysław Węglarz, metoda upowszechnia się dopiero w ostatnich dwóch latach. "Wcześniej sytuacja była patowa. Chorzy z migotaniem przedsionków, którzy przeszli udar, byli narażeni na 20-proc. ryzyko, że w ciągu roku dostaną ponownego udaru. Dzięki temu zabiegowi zyskują kilkakrotną redukcję zagrożenia" - wyjaśnił.
"Czuję się doskonale. Przeszłam już zawał, udar, wylew wewnętrzny, groziłby mi następny, a tu zapobiegli, byśmy nie dostały znowu tego udaru. Świetnie się czuję, cieszę się, że zostałam wybrana do tego zabiegu mimo swojego wieku, spokojniej teraz" - powiedziała PAP 80-letnia Zofia Kasprzyk z Sosnowca.
Dorota Śpiołek również przeszła udar, choruje też na cukrzycę. "Dobrze się czuję, tylko noga trochę boli, ale mogę chodzić. Cieszę się, że mogli mi tu pomóc" - zaznaczyła.
Nowatorskie zabiegi nie są na razie refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Klinika zamierza o to wystąpić. Koszt jednego to ok. 20 tys. zł. Jak jednak podkreśla Przemysław Węglarz, pozwala uniknąć śmierci pacjenta lub jego poważnego kalectwa w wyniku udaru oraz długotrwałej rehabilitacji.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.