36 gimnazjalistów "Szkoły pod Żaglami" z uszkodzonego żaglowca "Fryderyk Chopin" chce pozostać w Kornwalii do czasu naprawy masztów, kontynuować naukę i wznowić rejs na Karaiby. Młodzi ludzie mówili o tym w rozmowie z dziennikarzami.
W poniedziałek rano młodzież wyszła na ląd dowieziona łodzią z żaglowca zacumowanego przy boi. Najbliższych kilka dni spędzi w hostelu, po czym wróci na statek gdzie ma pomieszczenia do mieszkania i nauki. Plan zakłada, że iż nauka odbywałaby się równolegle z pracami naprawczymi.
"Rejs bardzo nas ze sobą związał. Podróż statkiem była wielkim przeżyciem. Jeśli uda się tutaj odbudować maszty i kontynuować rejs zgodnie z oryginalnym planem, to dopiero będzie prawdziwa przygoda" - powiedziała uczestniczka "Szkoły pod Żaglami" Natalia Gauda.
"Wszyscy ufaliśmy kapitanowi, który na co dzień informował nas o sytuacji. Nie wolno nam było wchodzić na pokład, bo było niebezpiecznie, ale wiedzieliśmy, dokąd płyniemy, kto nas holuje i jakie są warunki na morzu. Dzięki temu mieliśmy obraz sytuacji i byliśmy spokojni" - dodaje Miłosz Zieliński.
"W nieprzewidzianych sytuacjach kształtują się charaktery, choć przebywając pod pokładem nie doświadczyliśmy prawdziwej katastrofy. Najcięższą pracę mieli bosmani i oficerowie na górze. Większość z nas starała się zachowywać tak, jakby się nic nie stało. Mieliśmy nieprzewidzianą przerwę w nauczaniu, ale teraz chcemy iść dalej z programem nauczania i nadal będziemy mieć lekcje" - zaznacza Małgorzata Michalkiewicz.
"Płynęliśmy pod zredukowanym ożaglowaniem. Trudności doświadczyliśmy, gdy bukszpryt przy sztormowej pogodzie odchylił się o około 30 stopni w prawo. Spowodowało to spadek napięcia na sztagach. Fokmaszt złamał się w dwóch miejscach. Przez pewien czas wisiał jeszcze na olinowaniu, niebezpiecznie się kiwając. W końcu runął" - opisał dziennikarzom przejścia "Fryderyka Chopina" drugi oficer Maciej Ostrowski.
"Upadek nie był gwałtowny. Nie przypominał w niczym spadku obciętej gałęzi. Był stopniowy, choć nieuchronny. Kolejne liny pękały, jedna po drugiej. Nie dopuściliśmy do tego, by upadek masztów zdestabilizował statek. Kadłub na szczęście nie został uszkodzony, ale oba maszty muszą zostać odbudowane" - zaznaczył.
Po uprzątnięciu pokładu gimnazjaliści wrócą na żaglowiec, gdzie będą kontynuować naukę. "Szkoła pod Żaglami" 3 października wyruszyła z Sopotu w rejs, który miał potrwać do stycznia 2011 r. Ostatnim portem w Wielkiej Brytanii był Plymouth, skąd statek wziął kurs na Zatokę Biskajską. Sztorm zaskoczył żaglowiec w odległości około 60 km od wysp Scilly. Do Falmouth odholował go kuter rybacki Nova Spiro w eskorcie holowników.
Dla młodzieży wyprawa jest nagrodą za całoroczny wolontariat m.in. w Caritas Polska. Caritas obok ZHP jest partnerem "Szkoły pod Żaglami". Kadra pedagogiczna została wyłoniona z konkursu. Każdy z nauczycieli ma po kilka specjalności.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.