Setki demonstrantów wyszły w piątek na ulice Oakland w Kalifornii, po tym jak sąd w Los Angeles wymierzył białemu, byłemu policjantowi minimalny możliwy wymiar kary za śmiertelne postrzelenie nieuzbrojonego czarnego mężczyzny na peronie kolejowym.
Były policjant został skazany na dwa lata więzienia. Sąd uznał go za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci. Groziło mu 14 lat więzienia.
Policjanci zatrzymali w piątek wieczorem (czasu miejscowego) 152 ludzi, po tym jak wiec, który miał być hołdem dla zabitego Oscara Granta zmienił się w marsz przez śródmieście Oakland, a demonstranci zaczęli wybijać okna w samochodach i autobusach.
Niektórzy protestujący nieśli transparenty z hasłem: "Sprawiedliwość dla Oscara Granta".
Szef miejscowej policji Anthony Batts oświadczył, że protest został uznany za nielegalne zgromadzenie, po tym jak w wyniku bójki jednemu z funkcjonariuszy wyrwano broń, a drugi został potrącony przez samochód odnosząc niegroźne obrażenia.
Rzecznik policji poinformował, że podczas kontroli plecaków aresztowanych uczestników demonstracji u kilku z nich znaleziono młotki, miotacze pieprzu i noże sprężynowe.
Z wyroku niezadowolona jest również rodzina i przyjaciele zabitego mężczyzny. Jego matka wychodząc z sali sądowej powtarzała: "Nic nie dostał". "Uważam, że jest to rasistowski, kryminalny system sprawiedliwości" - stwierdził z kolei jego wuj.
Skazany funkcjonariusz był odpowiedzialny za bezpieczeństwo na kolei. W 1 stycznia 2009 roku został wezwany do bójki na peronie. Podczas procesu zeznał, iż myślał, że Grant jest uzbrojony. Policjant chciał użyć paralizatora, jednak pomyłkowo wyciągnął pistolet.
Grant nie miał przy sobie broni i chwili postrzału leżał twarzą do ziemi. Prowadzący sprawę sędzia uznał, że postrzał był przypadkowy.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.